Statystycznie najgorszy dzień tygodnia przed Mną. Tradycyjnie przyjechał po mnie Piotr. Dzisiaj też rozpoczął się remont ulic w okolicach stadionu Lecha, więc w drodze do szkoły czeka nas trochę zawirowań.
Spóźniliśmy się troszeczkę na pierwszą lekcję ale generalnie nic wielkiego się nie stało.
Powrót koło 15.
Pogoda się zepsuła, pochmurnie ale mimo to w miarę ciepło.
Dzisiaj wreszcie piątek...pogoda okropna...chmury, wietrzysko i przez to momentami chłodno. Miejmy nadzieję że na weekend będzie ładniej...W ogóle bałem się, że dzisiaj nieźle zmokniemy. Jednak poniedziałkowy scenariusz się nie powtórzył.
Do szkoły na 7;25...rano całkiem ciepło. W szkole sprawdzian z matmy i fajrant idziemy kibicować na mecz...a potem do domu. W drodze powrotnej ponad 20 stopni.
Ale co z tego jak po południu po bezchmurnym niebie nie pozostało śladu i zaczęło padać.
Do szkoły na 7:25...rano całkiem przyjemnie. Dzisiaj całkowicie sucho...tylko wiatr mocny...a ma być jeszcze mocniejszy. Miejmy nadzieję, że weekend zbędzie ładny.
Poniedziałek czas zacząć..rano do szkoły na 8:15...w nocy padało, rano lekka mżawka..mimo to razem z Piotrem wybieramy rowery. W szkole stara bieda, generalnie za dwa tygodnie będziemy mieli proponowane oceny, więc trzeba się trochę sprężyć z nauką......
W drodze powrotnej spotkała nas ulewa...dawno tak nie zmokłem. Całe szczęście jedziemy z wiatrem więc mimo, że i tak z sadzawką w butach i mokrych spodniach dosyć szybko docieram do domu.
Wieczorem przestaje padać, więc na korki też ruszam rowerem...znowu trochę mnie zmoczyło...za to w drodze powrotnej suchutko z widokiem na piękne zachodzące słońce.
Kolejny dzień do szkoły. Dzisiaj znowu na dwie godziny...na dodatkowe zajęcia. Pogoda całkiem fajna...minimalny wiaterek, ciepło...chociaż momentami pokropiło
hmm...uwielbiam rower, podróże, a ostatnio coraz bardziej fotografię. Tak się jakoś w moim życiu potoczyło, że zawsze miałem styczność z rowerami. Jeszcze przed komunią jeździłem na dwóch starych góralach. To również na rowerze miałem swój pierwszy wypadek... Kidy miałem jakieś 6 lat moja wycieczka do pobliskiego lasku skończyła się czterema albo pięcioma szwami w kolanie po locie przez kierownice. Ślady nosze do dzisiaj.
To tyle, zapraszam na mojego bloga i do wspólnych przejażdżek.
Pozdrower
Mateusz
e-mail:sq3mka@gmail.com