Mieliśmy dzisiaj zrobić niezłą trasę w trzech, jednak ja odpadłem ze względu na wyjazd na cmentarz...chociaż postanowiłem wyjechać po chłopaków po południu.
Pojechałem trasą bardzo zbliżoną do standardu przez Kopanine, Fabianowo, Komorniki, dalej krajową 5 w kierunku Stęszewa. Jakieś 6km przed Stęszewem spotykam Pawła i Mateusza jadących z przeciwka, szybki nawrót wymiana zdań i ruszamy w stroną Poznania. Miałem spokojnie prowadzić ale Paweł mnie prowokował i w rezultacie trochę pocisnęliśmy. W Komornikach odłącza się Mateusz, a ja jadę jeszcze kawałek z Pawłem do drogi na Plewiska, tam się rozdzielamy.
Ostatatni etap trasy to jazda przez Plewiska, obok cmentarza...i osiedle.
W dzisiejszy piękny dzień żal było nie wyjść pojeździć...czyste niebo, w miarę ciepło i umiarkowany wiatr. Tak więc postanowiłem wybrać się tym razem do WPN-u obejrzeć go w jesiennych barwach.
Z domu wyjechałem około 11. Najpierw standardowo dla kellysa przez Fabianowo, Komorniki, dalej Graiserówką. Pierwszym przystankiem na mojej trasie było jezioro Jarosławieckie - oj dawno tu nie byłem, dawnooo. (mam wrażenie, że jezioro jest coraz płytsze).
Po krótkim kontemplowaniu otoczenia ruszam na singiel wokół jeziora. Niestey o tej porze roku na początku ciężko było trafić na ścieżkę, a pod liśćmi czaiły się różnego rodzaju gałęzie.
Po przejechaniu połowy singla postanowiłem trochę odbić i zobaczyć bardzo żadko prze zemnie odwiedzany staw niedaleko jeziora:
Kolejne kilometry to powrót na drogę przy Jarosławcu, z powrotem na Graiserówkę z której zjeżdżam dopiero za muzeum przyrodniczym na szlak przy jeziorze Góreckim, który przywitał mnie pięknymi kolorami:
Przy zjeździe na singiel przy Góreckim oczywiście zgubiłem ścieżkę...i musiałem przedzierać się przez gałęzie i sterty liści. Na szczęście nie trwało to długo (choć wystarczająco żeby wkurzyć się na te liście) i po kilku minutach dotarłem na własciwą trasę.
Wstałem dopiero około 10, zjadłem śniadanie i kilka minut po 11 ruszyłem na trasę. Czas na wycieczkę idealny...ruch na ulicach niewielki, wszyscy ludzie w kościołach, więc spokojnie można delektować się jazdą.
Dzisiaj postanowiłem w końcu pojechać trochę w innym kierunku niż zazwyczaj i odwiedzić miejsca, przez które przejeżdżałem ostatnio ponad rok temu.
Na początek wzdłuż cmentarza Junikowskiego, dalej Skórzewo, Przeźmierowo, odbijam na Tarnowo Podgórne mijając Batorowo i Lusowie.
W ekspresowym tempie przejeżdżam przez Tarnowo Podgórne kierując się przez Napachane do Rokietnicy. Na zakończenie jeszcze przejazd przez Kiekrz i Przeźmirowo.
Dzisiaj piękny dzień na jazde...wprawdzie nie jest tak ciepło jak bym chciał ale słońce, brak chmur i delikatny wiatr powodują, że aż się prosi żeby iść na rower.
Czasu nie miałem zbyt wiele, więc po raz kolejny standardowo dzisiaj:
Mateusz kupił sobie szosę...tak więc nie mogłem odpuścić i po podziwianiu pięknego kellysa u mnie w domu pojechaliśmy na małą przejażdżkę.
Najpierw na chwilę na marcelińską...nic przyjemnego - przebijanie się dziurawymi miejsckimi asfaltami. Następnie już zdecydowanie sprawniej i szybciej Głogowską, dalej Fabianowo i Plewiska.
Ruch dzisiaj straszny...na Głogowskiej ruch spowolniony (zwalnianie z prawie 60km/h do jakiś 10 km/h nie należy do przyjemności)...korki również w Komornikiach podczas jazdy w jedną i drugą stronę...a jak by tego było mało stałem dobre 5min przed przejazdem kolejowym.
Mimo to pogoda w miarę dobra, wiatr umiarkowany, sucho i dosyć ciepło.
Dzisiaj jakoś nie miałem specjalnej koncepcji jazdy, więc postanowiłem zrobić od dawna prze ze mnie nie przejeżdżany standard...
Tak więc wyjazd po 14...najpierw głogowską, następnie Fabianowo, Komorniki. Kawałek krajową 5 do Szreniawy...z której po super asfalcie z wiatrem w plecach i muzyką w uszach prawie że doleciałem do Chomęcic. Dalsza trasa już raczej pod wiatr...mimo to również bardzo przyjemnie.
Generalne dzisiejszy dzień na rowerowanie bardzo fajny, chociaż momentami wiatr przeszkadzał w prostej jeździe.
hmm...uwielbiam rower, podróże, a ostatnio coraz bardziej fotografię. Tak się jakoś w moim życiu potoczyło, że zawsze miałem styczność z rowerami. Jeszcze przed komunią jeździłem na dwóch starych góralach. To również na rowerze miałem swój pierwszy wypadek... Kidy miałem jakieś 6 lat moja wycieczka do pobliskiego lasku skończyła się czterema albo pięcioma szwami w kolanie po locie przez kierownice. Ślady nosze do dzisiaj.
To tyle, zapraszam na mojego bloga i do wspólnych przejażdżek.
Pozdrower
Mateusz
e-mail:sq3mka@gmail.com