Dzisiejszy wyjazd aż do ostatnich chwil stał pod znakiem zapytania, ponieważ nie miałem dobrych klocków hamulcowych, a stare były starte do metalu. Ostatecznie udało mi się pożyczyć klocki od Mateusza (Dzięki!) i zrobić nowy rekordzik w 2010.
Około 12:30 przyjechał po mnie Grzegorz i wspólnie ruszyliśmy po Pawła u którego wymieniłem jeszcze klocki i już w trzech ruszyliśmy do Buku.
Jechało się w miarę przyjemnie, raz z wiatrem raz pod wiatr, na drogach sucho, w miarę ciepło.
W Buku spotkaliśmy się z Łukaszem i Dawidem. Po krótkiej wymianie zdań postanowiliśmy "skoczyć" do Opalenicy, gdzie zrobiliśmy przerwę na podwieczorek.
Dzisiaj pojechaliśmy na masę w składzie Piotr, Paweł, Robert, Artur, Maciej i Ja. Najpierw ruszamy po Macieja, a później już w pełnym składzie przebijamy się przez miasto na Stary Rynek z którego po kilku minutach ruszamy trasą:
Stary Rynek – Wodna – Mostowa – Wielka - Garbary – Małe Garbary – Wolnica – Solna – Marcinkowskiego – 23 Lutego – Pl. Ratajskiego – 3 Maja – Ratajczaka - Powstańców Wlkp. - Al. Niepodległości – Św. Marcin - Rondo Kaponiera (3 okrążenia) – Św. Marcin – Kościuszki – Taylora – Al. Niepodległości - Fredry – Kościuszki - Św. Marcin – Pl.Wiosny Ludów - Półwiejska (przy Starym Marychu).
Po masie postanowiliśmy zrobić jeszcze rundkę dookoła Malty. Wprawdzie dało się przejechać ale momentami bywało ciężko, a dowodem jest wypadek Roberta (chyba poobdzierane kolano). W drodze powrotnej zrobiliśmy przerwę pod biedronką przy Hetmańskiej.
Kontynuując jazdę Piotrowi wyrywa się linka z manetki i do domu musiał dojechać z linką przywiązaną do siodełka.
Najpierw żegnamy się z Maciejem, później z Piotrem oraz po paru kilometrach z Robertem.
Ja postanowiłem odprowadzić Pawła i Artura do Komornik. Dlatego w trzech nieźle ciśniemy na koniec, szybko się rozgrzewając.
W Komornikach się rozdzielamy i wracam już samotnie prosto do domu.
Na chwilę do cioci pobawić się z prądem. Niestety nic nie zdziałałem. W drodze powrotnej skoczyłem jeszcze nad Rusałkę ale po 10m zrezygnowałem bo jazda tam była w zasadzie niemożliwa. Na drogach bardzo mokro. Generalnie ciuchy jeszcze dobrze mi nie wyschły po wczoraj, a dzisiaj znów są mokre. Dodatkowo licznik po jakiś 5 latach coś zaczyna szwankować na dodatek tylna lampka przez wodę też głupieje...za to robi się odczuwalnie ciepło.
Wczoraj w ostatniej chwili postanowiłem wybrać się na wycieczkę z Pawłem i Mateuszem, którzy umówili się z Tomkiem na odwiedziny.
Pobudka 5:40, wyjazd 6:20. Najpierw do Lubonia spotkać się u Mateusza, następnie już w trzech ruszamy przez Puszczykowo, Rogalinek, Rogalin, Radzewo, Konarskie.
Warunki na drodze całkiem komfortowe trochę śniegu, miejscami lód i otaczająca nas mgła, mimo wszystko jechało się naprawdę komfortowo.
Po dotarciu do Kórnika, posiedzieliśmy chwilę przed zamkiem i ruszyliśmy do Tomka na pogawędkę, pączki i żurek (dzięki!).
W drodze powrotnej Tomek odprowadził nas kawałek (początkowo chcieliśmy jechać przez las ale nie było sensu męczyć się przez nieubity śnieg, także ostatecznie powrót tą samą drogą)
Na zakończenie jeszcze filmik z wyspy zamkowej (z wycieczki zeszłotygodniowej):
Dzisiaj postanowiliśmy razem z Pawłem zdobyć wyspę zamkową. Z domu wyjechałem koło 9. Jechało się świetnie, cały czas z wiatrem. Drogi dobrze odśnieżone poza kilkoma momentami.
Do Pawła docieram w jakieś 30min. Poczekałem chwilę na niego i ruszyliśmy najpierw do Chomęcic co było bardzo trudne ponieważ droga tam była ledwo przejezdna.
Dalej jechało się na szczęście już lepiej. Do Szreniawy docieramy w miarę sprawnie...Ze względu na nieprzejezdną leśną drogę musimy prowadzić rowery aby dotrzeć do Graiserówki, którą jechało się znakomicie. Bez zbędnych przerw docieramy nad j.Góreckie. Aby dotrzeć na wyspę jedziemy dookoła jeziora, kawałek trasą pierścienia i ponad kilometr "z buta", ponieważ jazda była praktycznie niemożliwa.
Wreszcie się udało!!! weszliśmy na wyspę, gdzie spędziliśmy trochę czasu na odpoczynku, zwiedzaniu i robieniu zdjęć.
hmm...uwielbiam rower, podróże, a ostatnio coraz bardziej fotografię. Tak się jakoś w moim życiu potoczyło, że zawsze miałem styczność z rowerami. Jeszcze przed komunią jeździłem na dwóch starych góralach. To również na rowerze miałem swój pierwszy wypadek... Kidy miałem jakieś 6 lat moja wycieczka do pobliskiego lasku skończyła się czterema albo pięcioma szwami w kolanie po locie przez kierownice. Ślady nosze do dzisiaj.
To tyle, zapraszam na mojego bloga i do wspólnych przejażdżek.
Pozdrower
Mateusz
e-mail:sq3mka@gmail.com