Dzisiaj czas wracać do domu. Pobudka o godzinie 6, mały spacer, następnie śniadanie, pakowanie i wymeldowanie. Dalej małe zakupy na drogę, na dworzec po bilety, gdzie były spore kolejki i szybko nad morzę się wykąpać. Około 30 min przed odjazdem pociągu docieramy z powrotem na dworzec. Trzeba wspomnieć, że prawie nie dostaliśmy biletów na rower, ponieważ trasa była zamknięta i na odcinku około 20 km zamiast pociągu były podstawione autokary. Mimo to przy pomocy kierowców i konduktora udało nam się wpakować rowery do autokarów, nie robili tego zbyt delikatnie ale całe szczęście sprzęt wyszedł z tego bez szwanku.
Po dojechaniu autobusem do Piły wsiadamy z powrotem do pociągu i jedziemy prosto do poznania, gdzie dojechaliśmy z około 40min opóźnieniem.
Na zakończenie wycieczki jeszcze kawałek z dworca do domu.
Podsumowując całe wycieczka udała się super mimo przygód z powrotem do domu, kiedy nikt nic nie wiedział jak będzie wyglądała podróż, jak i kiedy po nocy szukaliśmy naszego miejsca noclegu. Mam nadzieję, że takie wypady uda nam się powtarzać.
Dzisiaj pobudka o 8 rano, później do sklepu po coś do jedzenia i na plażę z rowerami. Mieliśmy nadzieję, że uda się załatać dętkę Mateusza. Niestety nic nie dało się zrobić.
Po zjedzeniu obiadu w pobliskiej pizzeri udaliśmy się z
Pawłem do Ustronia Morskiego, przejeżdżając przez Eko-Park, lotnisko Bukowo i Sianożęty.
Wreszcie nadszedł ten dzień w którym ruszyliśmy ku morzu do Kołobrzegu. Spotkaliśmy się u mnie w poniedziałek wieczorem w składzie Mateusz, Paweł i Ja, chwilę pogadaliśmy, poczęliśmy ostatnie przygotowania i około 23 poszliśmy spać aby już o 2 wstać.
Po wypiciu ciepłej herbaty o godzinie 3 ruszyliśmy na trasę, najpierw drogą nr 11 do Obornik. Było około 15 stopni i przelotnie kropiło, ruch raczej niewielki, trochę tirów, pojedyncze autokary i trochę osobówek. Do Obornik jechaliśmy prawie bez przerwy z wyjątkiem dwóch krótkich przerw technicznych.
W Obornikach po przerwie na śniadanie skręcamy na drogę nr 178 jadąc do Czarnkowa. W tym momencie zaczynają się schody, zaczęło wiać, a do tego w Sierakówku pękła pierwsza dętka. Na cały serwis straciliśmy sporo czasu i zaczęliśmy martwić się późną godziną. Jadąc dalej docieramy do Czrnkowa, gdzie zrobiliśmy przerwę na stacji benzynowej i oczywiście zdjęcie mostu nad Notecią.
Jadąc dalej ruszamy przez Trzciankę do Wałcza. Do tego czasu Paweł złapał gumę, a Mateuszowi przebiła się zapasowa dętka, którą załataliśmy, ale okazało się, że coś nie tak jest z oponą i musieliśmy dopompowywać dętkę przynajmniej co 20km. Między czasie przekroczyliśmy również granicę województwa zachodniopomorskiego.
Następnie jadąc do Czaplinka drogą nr 163, mijamy coraz ciekawszymi okolicie. Przepiękne lasy, coraz większa liczba górek to nieodłączny krajobraz tych okolic.
Kierując się do Połczyn-Zdroju, robimy krótką przerwę w Starym-Drawsku robiąc przerwę przed ruinami zamku Drahim z XIV - XVII wieku,. Miejsce, gdzie obecnie wznoszą się ruiny zamku było prawdopodobnie ok. VII wieku półwyspem nie połączonych wówczas jezior. Zamek był we władaniu templariuszy, potem, od końca XIII wieku, joannitów. Około 1360 r. ten ostatni zakon zbudował na miejscu dawnego grodziska słowiańskiego zamek – wtedy także istniała tu mennica fałszywych monet. W 1366 r. dobra nabył Kazimierz III Wielki i ustanowił tu starostwo. Od 1668 r. w rękach brandenburskich. Zamek znajduje się w ruinie od 1759 r., kiedy to został spalony przez wojska rosyjskie.
Z pochmurnej, bardzo niepewnej pogody, na wieczór zaczyna się wypogadzać, a promienie słońca bardzo niepewnie przebijają się przez chmury, a my docieramy do Białogardu.
Mateuszowi coraz szybciej schodziło powietrze, a my chcieliśmy dotrzeć do Kołobrzegu przed 21. W połowie drogi między Białogardem, a Kołobrzegiem decydujemy się po raz kolejny załatać dętkę, niestety bezskutecznie, do Kołobrzegu Mateusz dociera, jadąc prawie na samej feldze.
Do celu podróży dotarliśmy z 20 minutowym spóźnieniem, spowodowanym ostatnią wymianą dętki.
Na zakończenie udaliśmy się do portu, szybkie nocne zdjęcia i zaczęliśmy szukać naszego miejsca noclegu. Po około 1h poszukiwań, korzystając z pomocy mieszkańców około 23 docierając na miejsce szykujemy się do spania.
Podsumowując, technicznie trasa zdecydowanie łatwiejsza od pierścienia Poznania, mimo to ponad 50km więcej robi swoje, tym bardziej, że to nasz pierwszy tak długi wypad. Mimo to jestem bardzo zadowolony z swojej dyspozycji na trasie.
Dzisiaj było trzeba wracać. Koło południa wsiadam na rower i ruszam do Kołobrzegu, niestety cały czas pod wiatr, mimo to nie było najgorzej, ponieważ nie padało. Kupiłem bilety i korzystając z chwili czasu ruszam jeszcze do portu.
Poniżej zdjęcie skąpanego w słońcu dworca w Kołobrzegu:
Tym razem w przedziale dla podróżnych z większym bagażem ręcznym nie byłem sam, było tam jeszcze 7 bikerów i zaczynało się powoli robić ciasno. Mimo to warunki nie najgorsze, tym bardziej, że za przewóz roweru zapłaciłem 1zł.
Dzisiaj siedziałem z pół godziny patrząc w okno i rozmyślając "jechać czy nie". Pogoda fatalna ale ze względu na to, że nie wiem kiedy powtórzy się taka okazja ruszam na wschód, właściwie przed siebie. Najpierw przez rzekę Czerwonkę, dalej obok bazy wojskowej i docieram w trudny leśny teren.
Po przeprawie przez las docieram do latarni morskiej w Gąskach.
Dalsza jazda jak na te warunki bardzo przyjemna, z wiatrem w plecach przez Mielenko do Mielna i dalej do punktu kulminacyjnego mojej podróży Łazów.
Poniżej kanał łączący jezioro Jamno z Bałtykiem.
Droga powrotna zdecydowanie trudniejsza. Deszcz rozpadał się na dobre, a ja ruszam pod wiatr. W czasie drogi myślałem sobie, że tak właśnie wygląda rowerowe piekło. W pewnych momentach moja prędkość spadała do 13-14km/h.
Dzisiaj już samotnie. Pogoda nie sprzyjająca. Pobudka o 04:30 lecz w nocy straszna burza, deszcz i silny wiatr, dlatego musiałem zrezygnować z wypadu do Ustki i ostatecznie Z Ustronia wyruszam około godziny 11 na zachód w stronę Kołobrzegu, cały czas pod wiatr. Najpierw przez Sianożęty, później przez częściowo opuszczone lotnisko wojskowe w Bagiczu. (część lotniska zajmuje aeroklub).
Jak widać pogoda nie dopisywała, oprócz silnego wiatru, padał deszcz. Po przejechaniu lotniska dojechałem do Eko parku gdzie opadła mi po prostu szczęka. Lokalizacja, jak i jakość tego szlaku jest po prostu wyśmienita. Jadąc najpierw drogą brukową docieramy do kładki nad terenami podmokłymi, po prostu pierwszy raz w życiu widziałem coś takiego.
Poniżej widok z kładki:
Dalej już promenadą w Kołobrzegu, szybkie zdjęcie przy latarni i ruszam dalej w kierunku Grzybowa.
Za Kołobrzegiem zaczyna się naprawdę trudny teren, spowodowany opadami deszczu. W końcu udało się, docieram do Grzybowa ale ze względu na brak miejsca na przerwę jadę dalej do celu mojej podróży miejscowości Dźwirzyno. Po drodze znajduję w końcu miejsce na przerwę:
I na zakończenie tradycyjna fota:
Droga powrotna tą samą trasę plus zwiedzanie portu Kołobrzeg od drugiej strony i zdecydowanie łatwiejsza jazda z wiatrem.
Dzisiaj pierwszy dzień mojego weekendowego wypadu nad morze bałtyckie razem z rowerem. Jazda rozpoczyna się około 3km dojazdem na dworzec główny w Poznaniu. Następnie bezproblemowo wprowadzam rower do przedziału dla podróżnych z większym bagażem ręcznym. Przez całą drogę przez przedział przewinęło się zaledwie dwóch bikerów.
Na początku miałem problem z stabilnym ustawieniu roweru ale dzięki pomocy plecaka w końcu jakoś się udało, także podróż bardzo komfortowa.
Po około 4:30h jazdy docieram do Kołobrzegu, tam czekają na mnie Piotr i jego brat. Od tego momentu już wspólnie do Ustronia Morskiego (około 15km na wschód od Kołobrzegu). Jazda bardzo przyjemna, słońce świeci, wiatr w plecy...
Po południu razem ruszamy nad rzekę Czerwonkę. Podczas jazdy musieliśmy prowadzić rowery około 1km plażą, co nie należało do najprzyjemniejszych rzeczy i będę się starał tego unikać, ponieważ zmęczyłem się, "że hoho". W drodze zupełnie przez przypadek natknęliśmy się na jakieś wojskowe "pozostałości".
Dalej już prosto nad rzekę Czerwonkę.
Wszystko zostało na brzegu, a my poszliśmy wymoczyć chociaż nogi, ponieważ lekko mówiąc woda nie należała do najcieplejszych.
hmm...uwielbiam rower, podróże, a ostatnio coraz bardziej fotografię. Tak się jakoś w moim życiu potoczyło, że zawsze miałem styczność z rowerami. Jeszcze przed komunią jeździłem na dwóch starych góralach. To również na rowerze miałem swój pierwszy wypadek... Kidy miałem jakieś 6 lat moja wycieczka do pobliskiego lasku skończyła się czterema albo pięcioma szwami w kolanie po locie przez kierownice. Ślady nosze do dzisiaj.
To tyle, zapraszam na mojego bloga i do wspólnych przejażdżek.
Pozdrower
Mateusz
e-mail:sq3mka@gmail.com