Podczas ostatnich dniach lutego wreszcie stopniały śniegi i słońce wyszło z za chmur. Korzystając z okazji postanowiliśmy z Pawłem odbyć krótką przejażdżkę, mimo, że nie mieliśmy konkretnej trasy przejazdu. Tym razem to Paweł przyjechał do Mnie do Poznania i stąd zaczęliśmy naszą trasę. Początkowo planowaliśmy przejazd do Tarnowa Podgórnego, ale w trakcie jazdy zmieniliśmy plan i ruszyliśmy do Kiekrza wzdłuż jeziora Rusałka, oraz jeziora Strzeszyńskiego. Po drodze spotkaliśmy wielu rowerzystów (korzystających tak jak my z słonecznego dnia)...wzdłuż jeziora strzeszyńskiego trzymaliśmy się blisko dwóch innych rowerzystów tworząc małą 4 osobową grupę. Na leśnych ścieżkach ziemia była przemoknięta i błotnista, dlatego nasze ubrania, rowery, oraz my sami byliśmy nieźle ubłoceni. Mimo to jazda z górki, w trudnych błotnistych warunkach z pryskającym wokół błotem miała swój urok.
Wylot z lasu (w kierunku kiekrza) otaczającego jezioro strzeszyńskie.
Później w Kiekrzu wzdłuż jeziora kierskiego do głównej drogi wylotowej z Poznania (w kierunku Berlina) my wzdłuż drogi wracaliśmy do Poznania, później kawałek asfaltem, odprowadziłem Pawła i bez problemu szybko do domu...
Mam nadzieję, że już wkrótce nadarzy się okazja zrobić w końcu jakąś setkę w tym roku.
Dzisiaj krótki wypad do miasta do kilku sklepów...średnia trochę kiepska, ale znowu prowadziłem rower chodząc między sklepami. Po ostatniej wycieczce kiedy bardzo zmarzłem, dzisiaj jadąc w kurtce i w dżinsach wróciłem cały spocony :/
Dzisiaj korzystając z cieplejszego słonecznego dnia postanowiłem wyruszyć do znajomego za miasto. Ruszyłem ok 15:00 dojechałem do niego przez ok 30 min (To było 12 km asfaltem z kilkoma podjazdami). Odpocząłem chwilę i postanowiliśmy wyruszyć na trasę po okolicznych wsiach. Niestety okazało się, że trochę nieodpowiednio się ubrałem i było Mnie strasznie zimno zwłaszcza w palce u rąk, a do tego zgłodniałem :( Żeby tego było mało to okazało się, że asfalt którym jedziemy kończy się w połowie trasy. Trafiliśmy na fatalną strasznie zabłoconą drogę, mój kolega miał problemy z przejazdem rowerem MTB, a ja swoim crossem to już nie wspomnę, w ogóle dziwie się, że jadąc zapięty w SPD nie wylądowałem twarzą w błocie. Zmarznięci, głodni i wyczerpani po przeprawie przez błotniste szlaki docieramy w końcu z powrotem do Głuchowa. Tam trochę się ogrzałem, najadłem i odpocząłem. Gdy wyruszaliśmy w drogę powrotną, około godziny 19:00 było już całkowicie ciemno. Kolega odprowadził Mnie do do drogi na skróty znowu przez błota. Dalej jechałem sam. Muszę przyznać, że było strasznie, sam na polnej drodze, nigdzie nie widać świateł i jeszcze mgła. Całe szczęście, że miałem dość dobre baterie w lampce. A oto zdjęcie skąd wyjechałem, jak widać za rowerem kompletna ciemność:
Kawałek po zrobieniu tego zdjęcia miałem drobny wypadek, przez to, że nie mogłem się zdecydować czy szybko przejechać przez skrzyżowanie czy nie, naglę się zatrzymałem i w oko mgnieniu leżałem na ziemi (już wypięty :D). Poza drobny obtarcie manetki i bolącym nadgarstkiem nic Mi się nie stało, ale dziwnie, że w trudnym terenie dałem sobie radę, a na prostym odcinku drogi taki zonk. Mimo to nie zraziłem się do SPD i nie mogę się doczekać kolejnego weekendu i cieplejszych dni. Dalej w Poznaniu bez problemów, szybko asfaltem prosto do domu, kilka postojów na światłach.
hmm...uwielbiam rower, podróże, a ostatnio coraz bardziej fotografię. Tak się jakoś w moim życiu potoczyło, że zawsze miałem styczność z rowerami. Jeszcze przed komunią jeździłem na dwóch starych góralach. To również na rowerze miałem swój pierwszy wypadek... Kidy miałem jakieś 6 lat moja wycieczka do pobliskiego lasku skończyła się czterema albo pięcioma szwami w kolanie po locie przez kierownice. Ślady nosze do dzisiaj.
To tyle, zapraszam na mojego bloga i do wspólnych przejażdżek.
Pozdrower
Mateusz
e-mail:sq3mka@gmail.com