wschód 2010 dzień 7
Niedziela, 25 lipca 2010
· Komentarze(3)
Kategoria Kelly's, Wschód 2010
Do Warszawy docieramy około 9 mając dwa cele...zjeść obiad i zobaczyć charakterystyczne miejsca stolicy. Tak więc zaczynamy oczywiście od pałacu kultury, dalej starówka, budynek sejmu, stadion, ulica ambasad. Na zakończenie nie mogąc znaleźć lepszego miejsca na obiad lądujemy w przydworcowym McDonaldzie.
Najedzeni ale cholernie niewyspani po 30h bez snu udajemy się z powrotem na dworzec. Mamy jeszcze około 45min do pociągu więc walcząc ze snem czekamy..czekamy...czekamy.
Aż wreszcie ładujemy się do pociągu. Miejsca na rowery niewiele, a tym bardziej na rowery z sakwami. Blokujemy jedno wyjście. Na szczęście nikt nie narzeka, więc siadamy tak aby mieć rowery na widoku...i tak jechaliśmy...głównie na pograniczu jawy i snu. Po 36h bez porządnego snu docieramy do Poznania.
Jeszcze szybka przejażdżka z dworca do domu...gorąca kąpiel, normalna kolacja i ciepłe łóżko...
Podsumowując wyprawę:
Przez 7 dni pokonaliśmy 990km...średni dzienny dystans z 6 dni to ponad 150km. Odwieziliśmy 5 województw, 3 parki narodowe i 2 puszcze. Jechaliśmy wzdłóż granicy Białoruskiej i Litewskiej podjeżdżając pod 4 przejścia graniczne. Byliśmy na najbardziej wysuniętym na wschód krańcu Polski, a symbolem wyprawy zostaje żubr.
Pod kątem pogody:
Przez większość wyjazdu była idelana - gorąco z umiarkowanym wiatrem. Trzeciego dnia w nocy przeszła nad nami potężna burza, która gdy śpi się w lesie...mając nad głową kilka milimetrów materiału robi wrażenie...Za to ostatniego dnia na pożegnanie...zmokliśmy totalnie jadąc w ulewie z burzą w tle.
Na zakończenie filmik:
<a >
Pałac kultury© sq3mka
Warszawa© sq3mka
Warszawa© sq3mka
Warszawa© sq3mka
Najedzeni ale cholernie niewyspani po 30h bez snu udajemy się z powrotem na dworzec. Mamy jeszcze około 45min do pociągu więc walcząc ze snem czekamy..czekamy...czekamy.
Aż wreszcie ładujemy się do pociągu. Miejsca na rowery niewiele, a tym bardziej na rowery z sakwami. Blokujemy jedno wyjście. Na szczęście nikt nie narzeka, więc siadamy tak aby mieć rowery na widoku...i tak jechaliśmy...głównie na pograniczu jawy i snu. Po 36h bez porządnego snu docieramy do Poznania.
Jeszcze szybka przejażdżka z dworca do domu...gorąca kąpiel, normalna kolacja i ciepłe łóżko...
Podsumowując wyprawę:
Przez 7 dni pokonaliśmy 990km...średni dzienny dystans z 6 dni to ponad 150km. Odwieziliśmy 5 województw, 3 parki narodowe i 2 puszcze. Jechaliśmy wzdłóż granicy Białoruskiej i Litewskiej podjeżdżając pod 4 przejścia graniczne. Byliśmy na najbardziej wysuniętym na wschód krańcu Polski, a symbolem wyprawy zostaje żubr.
Pod kątem pogody:
Przez większość wyjazdu była idelana - gorąco z umiarkowanym wiatrem. Trzeciego dnia w nocy przeszła nad nami potężna burza, która gdy śpi się w lesie...mając nad głową kilka milimetrów materiału robi wrażenie...Za to ostatniego dnia na pożegnanie...zmokliśmy totalnie jadąc w ulewie z burzą w tle.
Na zakończenie filmik:
<a >