Pogoda dzisiaj bardzo ładna. Niestety ma się pogorszyć, więc tym chętniej wybrałem dzisiaj rower. Wyjazd kilka minut przed 7. Wiatr rano niewielki, więc przyjemnie się jechało.
Powrót około 14, wiatr zdecydowanie większy ale i tak przyjemnie się jechało bo cieplej niż rano.
Po południu na korepetycje. W jedną stronę idealnie z wiatrem, a w drugą jak łatwo się domyślić pod wiatr ot taki to dzisiaj dzień.
Dzisiejszy dzień trochę chłodniejszy niż wczoraj, mimo to było nadal słonecznie. Postanowiliśmy wybrać się z zacnym authorem i jego Właścicielką na krótką przejażdżkę po okolicy i odpoczynek nad pobliskim stawkiem.
W międzyczasie mogliśmy podziwiać poznańską elektrownie atomową...yyy znaczy elektrociepłownie "Karolin".
Niestety przed 18 nastąpiło nieuniknione rozstanie po którym ruszyłem do Lubonia.
Trochę pobłądziłem na nadwarciańskich szlakach i Dębinie - nie obyło się bez przedzierania przez chaszcze. Ale podobnie jak to w bajkach bywa wszystko dobrze się skończyło i około 19 dotarłem na miejsce.
Powrót do domu po 20. Było chłodno. Temperatura spadła do 8. Jednak jechało się nie najgorzej i całkiem szybko.
Krótko po śniadaniu około 10 ruszyłem Meridą w kierunku Osowej Góry. Dojazd do niej raczej standardowy przez Świerczewo, Luboń, Wiry, Puszczykowo do Mosiny.
Podczas podjazdu poczułem różnice w wytrenowaniu w porównaniu z końcem zeszłego sezonu. Mimo wszystko podjechać podjechałem (podjazd ulicą Pożegowską). Na szczycie, krótka przeprawa terenowa w kierunku punktu widokowego...
Nareszcie piątek. Rano trochę później niż przez resztę tygodnia. Wyjazd kilka minut przed 8. Podobnie jak przez ostatnie kilka dni piękna słoneczna pogoda. Powrót z wiatrem w plecy, więc tym bardziej dobrze się kręciło.
Dzisiaj ładny ciepły dzień, więc do szkoły pojechałem rowerem. Już od 7 temperatura była całkiem przyjemna. Po całym dniu spędzonym na edukacji o 17:30 powrót do domu przy powoli zachodzącym słońcu i delikatnym wietrze.
O 17 na korepetycje. Korki w mieście spore, więc tym bardziej dojazdy rowerem wydają się słuszne. Pogoda zdecydowanie gorsza niż w weekend. Niebo zachmurzone, wiatr umiarkowany ale za to nie padało, więc w rezultacie jechało się całkiem dobrze.
Po wczorajszej wyciecze niezwyciężony rower Patrycji został u mnie w domu, dlatego dzisiaj jechałem go odwieźć. Jest to maszyna iście pancerna i niezwyciężona, może niezbyt szybka ale za to strasznie wytrzymała. Dojazd przez miasto głównie ścieżkami rowerowymi bez zbędnego pośpiechu wsłuchując się w aktualne radiowe listy przebojów.
Wprawdzie było trochę chłodniej niż wczoraj, mimo to zdecydowanie wiosennie.
Dzisiejszym wyjazdem otworzyliśmy z Patrycją nasz wspólny tegoroczny sezon rowerowy. Pogoda była wprost idealna na inauguracyjną wycieczkę. Temperatura wahała się w granicach 20 stopni, do tego bezchmurne niebo i niewielki wiatr.
Ruszyliśmy kilkanaście minut po 9. Po pierwszych 15 kilometrach robimy przerwę przy ruinach kościoła w Biedrusku. Dalej kierujemy się do Kiekrza i nad jezioro Strzeszyńskie gdzie po kolejnych 15 km odpoczywamy. Właściwie na sam koniec dzisiejszej trasy odwiedzamy Fort VII, który był pierwszym na ziemiach polskich obozem koncentracyjnym. Poniżej kilka zdjęć z tego strasznego miejsca:
Kellys wreszcie poskładany, wyregulowany i nasmarowany. Dzisiaj prawdziwa pierwsza jazda testowa. Pogoda była bardzo ładna, czyste niebo i niewielki wiatr, korzystając z tego krótko po 12 ruszyłem na tradycyjną pętle przez lasek Marceliński i Rusałkę.
Następnie trochę skróciłem trasę przed jeziorem Strzeszyńskim docierając do Kiekrza. Końcówka zupełnie standardowo przez Przeźmierowo, Wysogotowo i Skórzewo.
Dzisiaj do szkoły na 9. Pogoda zdecydowanie lepsza niż wczoraj. Słońce pięknie świeciło, wiatr był lekki, więc w rezultacie jechało się całkiem przyjemnie.
Niestety po południu pogoda uległa pogorszeniu i zrobiło się nieprzyjemnie mimo 12 stopni.
hmm...uwielbiam rower, podróże, a ostatnio coraz bardziej fotografię. Tak się jakoś w moim życiu potoczyło, że zawsze miałem styczność z rowerami. Jeszcze przed komunią jeździłem na dwóch starych góralach. To również na rowerze miałem swój pierwszy wypadek... Kidy miałem jakieś 6 lat moja wycieczka do pobliskiego lasku skończyła się czterema albo pięcioma szwami w kolanie po locie przez kierownice. Ślady nosze do dzisiaj.
To tyle, zapraszam na mojego bloga i do wspólnych przejażdżek.
Pozdrower
Mateusz
e-mail:sq3mka@gmail.com