Pogoda wyśmienita, w powietrzu czuć wiosnę. Jedziemy z Pati do WPN-u najkrótszą możliwą drogą. Po niespełna godzinie jesteśmy przy muzeum, gdzie skręcamy nad jezioro Góreckie i punkt widokowy.
Następnie wdrapujemy się po schodach i już po kilku chwilach kręcimy szlakiem pierścienia. Po kilku kilometrach ze względu na kurczący się czas skracamy drogę i skręcamy w kierunku Trzebawia i Szreniawy. Dalej już standardowym szlakiem mkniemy do domu.
Piękna jesienna pogoda i pętelka przez WPN. Wjechaliśmy na ścieżkę wzdłuż Greiserówy od strony Puszczykowa, następnie mijamy muzeum i dyrekcje WPN aż docieramy do Trzebawia. Tam zakręcamy w kierunku Szreniawy i już asfaltowo przez Rosnowo, Komorniki i Plewiska wracamy do domu.
Po południu korzystając z ładnej pogody, postanowiliśmy przejechać po dawno nie uczęszczanych terenach. W ten sposób wyszła nam stara dobra pętelka przez Rusałke, Strzeszynek i Kiekrz.
Po południu do Pati, obiadek i ruszamy na asfaltowo terenową pętlę. Pierwsza część asfaltem do Biedruska, tam krótka przerwa, następnie powrót terenem wzdłuż Warty. Na zakończenie po zmroku samotnie najkrótszą drogą do domu.
Przedostatni dzień naszej rowerowej podróży nadszedł nieubłaganie. Poranek spędzamy na czyszczeniu i zwijaniu sprzętu mając w perspektywie pakowanie wszystkiego do worków transportowych. W drodze na dworzec autobusowy chłoniemy ile możemy z ostatnich chwil w Sarajewie, a także robimy zakupy na niespełna 25-godzinną podróż autokarem. Gdy docieramy na dworzec okazuje się, że są problemy z naszymi biletami i rezerwacją; mimo opłacenia wszystkiego miesiąc wcześniej nie ma dla nas miejsca w autokarze. Dzięki pomocy naszej rodaczki, która jakimś cudem znalazła się na dworcu i pomogła się dogadać, po 15 nerwowych minutach, okazuje się, że są dwa wolne miejsca i wsiadamy na pokład autobusu.
Do Berlina docieramy kolejnego dnia wieczorem. Mamy godzinkę na rozprostowanie kości, zjedzenie czegoś konkretnego i przetarganie rowerów na właściwy peron. PolskimBusem wracamy do Poznania, a około północy jesteśmy już w domu.
Tym samym ostatecznie kończymy naszą kolejną wspaniałą wyprawę !!!
Wstajemy wcześnie rano, dostajemy pyszny omlet na śniadanie i ruszamy na nasz pociąg. Byliśmy nieco zestresowani podróżą, jednak całość przebiegła sprawnie i bezproblemowo. Wsiedliśmy do ostatniego wagonu i mogliśmy napawać się wspaniałymi górskimi widokami. W Sarajewie zwiedzamy centrum, kręcimy się po najważniejszych i najbardziej znanych miejscach, a gdy zbliża się powoli wieczór ruszamy na obrzeża miasta na pole namiotowe w zupełnie przyzwoitej cenie i ogromem wyboru miejsca na rozbicie namiotu a w tle tego wszystkiego towarzyszył hipnotyzujący śpiew muezina.
Opuszczamy Medjugorje z pewną dozą niepewności. Planowaliśmy dotrzeć z Mostaru do Sarajewa pociągiem. Jednak informacje jakie dostawaliśmy od przyjaciół z Polski nie były zbyt optymistyczne (dwa pociągi, jeden o 7 drugi o 19). Jednak najpierw musimy pokonać kilkanaście kilometrów i konkretny podjazd aby dotrzeć do Mostaru. Ostatecznie decydujemy się zostać w Mostarze w pobliskim hotelu studenckim i jechać rannym pociągiem.
hmm...uwielbiam rower, podróże, a ostatnio coraz bardziej fotografię. Tak się jakoś w moim życiu potoczyło, że zawsze miałem styczność z rowerami. Jeszcze przed komunią jeździłem na dwóch starych góralach. To również na rowerze miałem swój pierwszy wypadek... Kidy miałem jakieś 6 lat moja wycieczka do pobliskiego lasku skończyła się czterema albo pięcioma szwami w kolanie po locie przez kierownice. Ślady nosze do dzisiaj.
To tyle, zapraszam na mojego bloga i do wspólnych przejażdżek.
Pozdrower
Mateusz
e-mail:sq3mka@gmail.com