Po obiedzie wskoczyliśmy na rowery. Przez Luboń i Wiry dotarliśmy nad Jarosławiec w WPN-ie. Z racji sporej ilości ludzi znaleźliśmy bardziej ciche miejsce. Po godzince odpoczywania, czytania, nauki, pojechaliśmy przez Szreniawę do domu. Wieczorem pokonaliśmy trasę klinem poznania, odprowadziłem Pati, a następnie już samotnie pokręciłem do domu.
Panie Mateuszu ja się pytam, gdzie są zdjęcia. Rozumiem, że czasu mało ale jak już taki luźny wypadzik do WPN-u to jakieś ładne zdjęcia powinny się pojawić :)
hmm...uwielbiam rower, podróże, a ostatnio coraz bardziej fotografię. Tak się jakoś w moim życiu potoczyło, że zawsze miałem styczność z rowerami. Jeszcze przed komunią jeździłem na dwóch starych góralach. To również na rowerze miałem swój pierwszy wypadek... Kidy miałem jakieś 6 lat moja wycieczka do pobliskiego lasku skończyła się czterema albo pięcioma szwami w kolanie po locie przez kierownice. Ślady nosze do dzisiaj.
To tyle, zapraszam na mojego bloga i do wspólnych przejażdżek.
Pozdrower
Mateusz
e-mail:sq3mka@gmail.com