"Miasto duchów"
Początek całego szaleństwa związanego z wyjazdem rozpoczął się w piątek około 22, kiedy już prawie spałem, nagle zadzwonił do mnie Tomek. Jak usłyszałem, że mam wstać i przyjechać do nich z kluczem bo Paweł zabrał się dopiero do przeglądania roweru to aż mnie zatkało.
Sam sobie się dziwie ale ubrałem się, wypiłem herbatę i pojechałem. Do Głuchowa dotarłem chwilę po 23. Pogadaliśmy trochę, sprawdziliśmy ten nieszczęsny rower i o 24 położyłem się zdrzemnąć na kanapie.
Obudziłem się około 1:45 kiedy to zadzwonił Maciej. Szybka wymiana zdań i poszedłem obudzić Mateusza, Tomka i Pawła. O 2 wszyscy byli już na nogach. Później to już typowa krzątanina przedwyjazdowa.
Za kwadrans trzecia pojechaliśmy drogą przez pole, Plewiska do Junikowa na spotkanie z Maciejem.
Dalej już w pełnym składzie (Mateusz, Paweł, Tomek, Maciej) jedziemy drogą nr 184 do Szamotuł. Po drodze właściwie nic ciekawego, kilka wiosek, trochę lasu no i ciemność naokoło.
W Szamotułach robimy pierwszą przerwę, na małe śniadanie i krótki odpoczynek. Po kilku minutach wjeżdżamy na drogę nr 185 kierując się przez Obrzycko do Czarnkowa. Po drodze robiąc pamiątkowe fotki w Zielonejgórze oraz zaliczając największy podjazd dzisiejszego dnia kilka kilometrów przed Czarnkowem.
Jak Czarnków to oczywiście bardzo znany browar oraz Noteć.
Browar Czarnków© sq3mka
Noteć w Czarnkowie© sq3mka
Przekraczając Noteć z nowymi zapasami energii pokonujemy najdłuższy znany mi prosty odcinek drogi łączący Czarnków z Trzcianką.
Droga prosta jak strzała© sq3mka
W Trzciance powoli już tradycyjnie przerwa i zakupy w biedronce.
Jadąc do Wałcza ujrzeliśmy piękny błękit nieba oraz mogliśmy poczuć promienie słońca – zrobiło się naprawdę bardzo ładnie i przyjemnie. Nim zdążyłem się nacieszyć pięknym słońcem kilka kilometrów za Szwecją dopadł nas deszcz, a później jeszcze grad. Niestety nie udało nam się uniknąć zmoknięcia pod drzewami.
Deszcz© sq3mka
Po około 20 min spędzonych na przeczekiwaniu deszczu i gradu ruszamy dalej. Chłopaki mają chwilowo z lekka obniżone morale lecz po kilku minutach słońce znowu wychodzi i szybko udaje się nam wyschnąć.
Po około 150km docieramy wreszcie do pierwszego celu naszego wyjazdu tzn bazy głowic jądrowych w pobliżu Brzeźnicy. Cały teren jest właściwie zrujnowany i już niewiele pozostało, chociaż to co jeszcze istnieje pobudza wyobraźnie.
Silosy głowic nuklearnych© sq3mka
Silos głowic nuklearnych w Brzeźnicy© sq3mka
Bunkry w Brzeźnicy© sq3mka
Okolice Brzeźnicy© sq3mka
Przeszukując las trochę pogrzmiało ale ostatecznie pogoda nadal się utrzymywała. Czasu mamy coraz mniej dlatego w miarę sprawnie ruszamy przez Sypniewo do Kłomina, czyli opuszczonego miasta które do roku 1992 było bazą wojsk radzieckich. Niestety miasto zostało rozkradzione i zniszczone przez złomiarzy, wandali i ludzi chcących łatwo zarobić.
Panorama Kłomina© sq3mka
Kłomino - polskie ghost city© sq3mka
Klatka schodowa w Kłominie© sq3mka
W czasie zwiedzania Kłominia trochę pokropiło - taki wiosenny deszczyk.
Z chęcią pobuszował bym jeszcze po tych ruinach lecz czas pędzi nieubłaganie więc ruszamy przez Nadrzyce do Bornego Sulinowa, gdzie robimy przerwę oraz odwiedzamy cmentarz radziecki.
Borne Sulinowo© sq3mka
Cmentarz Radziecki w Bornym Sulinowie© sq3mka
Grób Radziecki© sq3mka
Początkowo mieliśmy jechać na pociąg do Piły, lecz po konsultacji z tamtejszymi stróżami prawa i zbliżającą się burzą zdecydowaliśmy udać się do Szczecinka. Po drodze złapała nas ulewa w której przejechaliśmy jakieś 10km. Na dworzec docieramy w samą porę aby spokojnie kupić bilety i chwilę odetchnąć.
Naturalnie w pociągu zajęliśmy wagon dla podróżnych z większym bagażem ręcznym. Cała podróż spłynęła głównie na próbie wysuszenia przemoczonych ciuchów – niestety bezskutecznie.
Z dworca pojechałem wspólnie z Pawłem i Mateuszem. Po krótkiej pogawędce na Górczynie rozdzielamy się. Jeszcze kilka kilometrów do domu i czas zakończyć wycieczkę.
Podsumowując wyjazd bardzo udany. Dla mnie również bardzo ciekawy i interesujący – moje klimaty. Pogoda w sumie dopisała. Mimo, że dwa razy zmokliśmy to w porównaniu do ostatniego tygodnia kiedy padało non stop było naprawę fajnie. Wiatr hmmm jechaliśmy chyba cały czas pod, mimo wszystko był stosunkowo lekki. Pomimo mojej początkowej irytacji ostatecznie wszystko wypadło bardzo fajnie.
Trasa:
Filmik:
<a >