Szosa z Jarzyną
Niedziela, 5 września 2010
· Komentarze(0)
Kategoria Merida
Nareszcie udało mi się umówić na wspólną jazdę z Mateuszem. Wreszcie mogłem usiąść na kole komuś jadącemu na szosie.
Z domu wyjechałem przed 14. Od razu ruszam w kierunku Szamotuł, gdzie znajdował się Mateusz.
Po drodze spotkała mnie ulewa, już po chwili razem z madzią byliśmy cali przemoczeni (był to jej pierwszy raz). Na szczęście już po kilku minutach wyjeżdżam spod chmury i wjeżdżam z powrotem na na asfalt.
Około 10 km przed Szamotułami spotykam Mateusza. Szybki nawrót i ruszamy z powrotem do Poznania.
Mimo, że Jarzyna był zmęczony po turnieju jechaliśmy całkiem szybko robiąc zmiany co 3-4km...i tak nie wiedzieć kiedy dotarliśmy do Poznania, gdzie znowu spotyka nas deszcz. Jednak zatrzymujemy się koło cmentarza Junikowskiego na pogawędkę. Po jakiś 15min ruszamy ślimaczym tempem dalej gadając...
Jak by przygód deszczowych było mało to 3km przed domem złapał nas grad, który tak ciął po rękach, że musieliśmy zjechać pod dach...momentalnie zrobiło się zimno, a obaj jechaliśmy na krótko ale co tam.
Po 10min ruszamy dalej...razem jeszcze kilka kilometrów i rozdzielamy się przed moim domem.
Wrażenia ze wspólnej jazdy...super. Dzięki!!! Mam nadzieję na powtórkę i czekam na resztę ekipy...
Z domu wyjechałem przed 14. Od razu ruszam w kierunku Szamotuł, gdzie znajdował się Mateusz.
Po drodze spotkała mnie ulewa, już po chwili razem z madzią byliśmy cali przemoczeni (był to jej pierwszy raz). Na szczęście już po kilku minutach wyjeżdżam spod chmury i wjeżdżam z powrotem na na asfalt.
Około 10 km przed Szamotułami spotykam Mateusza. Szybki nawrót i ruszamy z powrotem do Poznania.
Mimo, że Jarzyna był zmęczony po turnieju jechaliśmy całkiem szybko robiąc zmiany co 3-4km...i tak nie wiedzieć kiedy dotarliśmy do Poznania, gdzie znowu spotyka nas deszcz. Jednak zatrzymujemy się koło cmentarza Junikowskiego na pogawędkę. Po jakiś 15min ruszamy ślimaczym tempem dalej gadając...
Jak by przygód deszczowych było mało to 3km przed domem złapał nas grad, który tak ciął po rękach, że musieliśmy zjechać pod dach...momentalnie zrobiło się zimno, a obaj jechaliśmy na krótko ale co tam.
Po 10min ruszamy dalej...razem jeszcze kilka kilometrów i rozdzielamy się przed moim domem.
Wrażenia ze wspólnej jazdy...super. Dzięki!!! Mam nadzieję na powtórkę i czekam na resztę ekipy...