Pogoda piękna, ciepło, słonecznie i kolorowo. Miała być szosa, niestety laczek w tylnym kole odwiódł mnie od tego pomysłu. Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Tak więc zamiast szosy trochę więcej terenowego kręcenia po WPN. Trasa właściwie standardowa, plus runda wokół Jarosławieckiego, a następnie polnymi drogami do Trzebawia i Rosnówka.
Złoty WPN, czyli popołudniowe kręcenie po parku. Wiatr trochę mroźny, mimo to bogactwo kolorów i przebijające się słońce dodawały skrzydeł. Postanowiłem przejechać się po dawno nie uczęszczanych przeze mnie szlakach...
...na pierwszy ogień Puszczykowskie Góry i żółty szlak:
...kolejne kilometry pokonuje polnymi drogami do Trzebawia, gdzie robię nawrotkę do Rosnówka i na powrotną trasę standardu przez Walerianowo i Rosnowo.
Wolna sobota, optymalna temperatura, pogodny dzień i cel WPN. Do parku wjeżdżam od strony Wir. Po dotarciu do Graiserówki skręcam w lewo i jadę aż do muzeum. Następnie singiel nad Góreckim, wyspa zamkowa, szlak czerwony, pomarańczowy, następnie Trzebaw i szutrówka do Rosnówka. Na zakończenie trasą standardu przez Walerianowo i Komorniki. Co mnie zaskoczyło to taras widokowy nad Góreckim w stronę wyspy Zamkowej. Miło było odwiedzić stare kąty...
W nocy dopływamy do Kołobrzegu, a pozostały czas do świtu spędzamy na plaży, trochę czuwając, trochę kimając, a rankiem wcinając ciepłą kaszkę oglądając wschód słońca. Przed południem pakujemy się do pociągu i bez komplikacji wracamy po tej wspaniałej przygodzie do domu.
Nadszedł ostatni dzień naszego pobytu na Bornholmie. Żal wracać do domu. Dzień spędzamy zupełnie bez pośpiechu. Dojeżdżamy z naszego miejsca noclegowego do Nexo, gdzie trochę leżymy na plaży, trochę kręcimy się po centrum w oczekiwaniu na nasz statek do kraju.
Kończymy pętlę wokół wyspy w Ronne. Pogoda się poprawia. Kręcimy przez wyspę w szerz do Nexo a na nocleg zatrzymujemy się w takim ładnym wyznaczonym miejscu.
hmm...uwielbiam rower, podróże, a ostatnio coraz bardziej fotografię. Tak się jakoś w moim życiu potoczyło, że zawsze miałem styczność z rowerami. Jeszcze przed komunią jeździłem na dwóch starych góralach. To również na rowerze miałem swój pierwszy wypadek... Kidy miałem jakieś 6 lat moja wycieczka do pobliskiego lasku skończyła się czterema albo pięcioma szwami w kolanie po locie przez kierownice. Ślady nosze do dzisiaj.
To tyle, zapraszam na mojego bloga i do wspólnych przejażdżek.
Pozdrower
Mateusz
e-mail:sq3mka@gmail.com