Po południu razem z Pati kręcimy na urodziny Mateusza. Żal było wychodzić ale już przed 21 musimy uciekać. Jedzie się nawet przyjemnie, wiatr który przeszkadzał w ciągu dnia teraz ustał i zrobiło się spokojnie. Dobrą godzinkę zajmuje nam dotarcie do Poznania i przejechanie przez miasto do domu Pati. W drogę powrotną ruszam samotnie, deptając co sił docieram do domu w trochę ponad 30min mimo dopiero co zakończonego meczu poznańskiego Lecha, co wiązało się ze zwiększonym ruchem.
Rogalin - czyli przyjemna wycieczka we dwoje. Byliśmy zaskoczeni remontem pałacu, jednak dzięki temu na pewno będzie tam jeszcze piękniej. W drodze powrotnej na deser WPN.
Czas po świątecznym obiedzie chcieliśmy z Pati spędzić aktywnie. Pogoda była sprzyjająca, trochę chmur, lekki wiatr, ale sucho i dosyć ciepło. Obydwoje bardzo dawno nie byliśmy w tytułowej Puszczy Zielonce, dlatego wybraliśmy właśnie ten kierunek. Bardzo szybko docieramy asfaltem do Biedruska, przekraczamy wartę i powoli zanurzamy się w ścieżkach Puszczy. Po kilkunastu kilometrach docieramy na Dziewiczą , gdzie w osłupienie wprowadza nas infrastruktura u jej podnóża. Po zdobyciu szczytu zjeżdżamy do Czerwonaka skąd asfaltem wracamy do Biedruska, gdzie odbijamy na nadwarciański szlak rowerowy który prowadzi nas prawie do samego domu chwilę przed deszczem.
Pierwsze wspólne kręcenie z Pati w tym roku. Czasu mało. Oboje z niecierpliwością czekamy już na lato. Jednak udało się wygospodarować wolne popołudnie, a i pogoda dopisała. Witajcie ścieżki WPN-u!
Pierwsze kilometry pokonujemy jadąc przez Świerczewo i Luboń aby dotrzeć do Nadwarciańskiego Szlaku Rowerowego. Wzdłuż rzeki jedziemy aż do Mosiny. Następnie robimy przerwę na lody, nabieramy trochę sił i uderzamy na szczyt Osowej Góry, gdzie spotkało nas miłe zaskoczenie. WIĘCEJ INFORMACJI
W pewnym momencie odbijamy w stronę Trzebawia, który mijamy przelotem docierając do Szreniawy. Ostatnie kilometry to asfaltowa jazda standardowo-powrotową trasą przez Rosnowo, Walerianowo, Komorniki, Plewiska, Fabianowo.
Po pracy trochę snu, jednak tak świetna pogoda szybko wyciągnęła mnie z łóżka. 19 stopni, bezchmurne niebo i lekki wiaterek. Odwiedziłem swoje ulubione WPN-owe miejsca.
Zapowiadane pogorszenie pogody jeszcze bardziej zmotywowało mnie aby znaleźć choć trochę czasu aby zażyć trochę wiosny w WPN-ie. Po porannym odsypianiu i obiedzie ruszyłem prosto w stronę parku. Zaliczyłem Osową Górę, następnie kręciłem wzdłuż Jarosławca, następnie Trzebaw i powoli trasą standardu do domu.
Rano do Pati przez najładniejsze zielone zakątki Poznania, Rusałkę, Sołacz i wzdłuż Warty. Pogoda wyśmienita, bezchmurne niebo, lekki wiaterek i tylko garstka osób na szlakach o poranku. Na miejscu zmiana rowerów, szybki serwis i wspólnie pod uniwersytet. Powrót dopiero po 19.
Po południu do Pati, krótki spacer i powrót. Jechało się całkiem przyjemnie, tym bardziej, że robiło się raźniej mijając naprawdę wielu rowerzystów. Tym samym udało mi się zatrzymać tendencję spadkową, jeżeli chodzi o roczną liczbę kilometrów (dodając do kilometrów na bs kaemy z sierpniowej wyprawy), także jest powód do zadowolenia. Kolejny rok zapowiada się trudniejszy aby znaleźć czas na dłuższe kręcenie ale dla chcącego nic trudnego :)
Dzisiejszy ranek przywitał mnie nieśmiałymi promieniami słońca. Korzystając z chwili czasu szybko wyskoczyłem pokręcić. Trasa standardowa. Jedzie się bardzo przyjemnie. Gdy docieram do WPN-u postanawiam obejrzeć poznańską kopalnie. Faktycznie robi wrażenie. Następnie wracam na Greiserówką, odbijam pod górkę do mauzoleum Bierbaumów, później jeszcze kręcenie leśnymi duktami nad Jarosławiec i powrót standardową asfaltową trasą przez Walerianowo, Komorniki i Plewiska.
W głównej mierze ale nie tylko. Najpierw po południu przez Rusałkę po Pati na uczelnię, następnie wspólnie przez Żurawiniec do domu. Następnie już samotnie późnym wieczorem do siebie. Mimo delikatnego wiatru podczas powrotu temperatura wynosiła aż 18 stopni! - oby tak dalej.
hmm...uwielbiam rower, podróże, a ostatnio coraz bardziej fotografię. Tak się jakoś w moim życiu potoczyło, że zawsze miałem styczność z rowerami. Jeszcze przed komunią jeździłem na dwóch starych góralach. To również na rowerze miałem swój pierwszy wypadek... Kidy miałem jakieś 6 lat moja wycieczka do pobliskiego lasku skończyła się czterema albo pięcioma szwami w kolanie po locie przez kierownice. Ślady nosze do dzisiaj.
To tyle, zapraszam na mojego bloga i do wspólnych przejażdżek.
Pozdrower
Mateusz
e-mail:sq3mka@gmail.com