WPN z squadem
Piątek, 22 kwietnia 2011
· Komentarze(2)
Kategoria Kelly's
Wreszcie udało nam się razem spotkać i pojeździć w szerszym gronie...a więc od początku:
o 9:30 przyjechał po mnie Grzegorz i razem pokręciliśmy na miejsce "zbiórki" do Lubonia.
Trochę posiedzieliśmy, pogadaliśmy i w 6 osobowym składzie ruszyliśmy na podbój WPN-u.
Obecni jeźdźcy to od lewej Grzegorz, Mateusz, Paweł, Mateusz i Tomek.
Na wstępie pokrążyliśmy po górach Puszczykowskich, aby dotrzeć do rezerwatu Pojniki.
Dalej fajną ścieżką wzdłuż Graiserówki i ostro nad Góreckie.
A potem nieszczęsny podjazd na Osową Górę...szło nieźle...ale przy samym końcu coś strzeliło...
i posypała mi się przerzutka. Trochę z Tomaszem pomajstrowaliśmy i niby było dobrze...ale
już po kilkuset metrach przerzutka wygięła się w agonii. Oczywistym staje się, że jazdy już koniec...
...jednak nie poddaje się i jakoś tak zakładam przerzutkę, że bez zmiany biegów da się jechać.
...i tak dotarliśmy do Dymaczewa, gdzie akurat był Piotr i Robert, dlatego mogłem się z Nimi zabrać do Lubonia.
A z Lubonia razem z Piotrem do domu do Poznania, całe szczęście bez większych niespodzianek ze strony przerzutki...
mimo jej agonalnego stanu, kilku zgrzytów, nie zawiodła do końca i pozwoliła dotrzeć mi do domu...
o 9:30 przyjechał po mnie Grzegorz i razem pokręciliśmy na miejsce "zbiórki" do Lubonia.
Trochę posiedzieliśmy, pogadaliśmy i w 6 osobowym składzie ruszyliśmy na podbój WPN-u.
Obecni jeźdźcy to od lewej Grzegorz, Mateusz, Paweł, Mateusz i Tomek.
Na wstępie pokrążyliśmy po górach Puszczykowskich, aby dotrzeć do rezerwatu Pojniki.
Dalej fajną ścieżką wzdłuż Graiserówki i ostro nad Góreckie.
A potem nieszczęsny podjazd na Osową Górę...szło nieźle...ale przy samym końcu coś strzeliło...
i posypała mi się przerzutka. Trochę z Tomaszem pomajstrowaliśmy i niby było dobrze...ale
już po kilkuset metrach przerzutka wygięła się w agonii. Oczywistym staje się, że jazdy już koniec...
...jednak nie poddaje się i jakoś tak zakładam przerzutkę, że bez zmiany biegów da się jechać.
...i tak dotarliśmy do Dymaczewa, gdzie akurat był Piotr i Robert, dlatego mogłem się z Nimi zabrać do Lubonia.
A z Lubonia razem z Piotrem do domu do Poznania, całe szczęście bez większych niespodzianek ze strony przerzutki...
mimo jej agonalnego stanu, kilku zgrzytów, nie zawiodła do końca i pozwoliła dotrzeć mi do domu...