Dzisiaj dokładna powtórka z wczoraj...z tym, że znowu zaczęło padać, tak więc podczas powrotu z szkoły, dojazdu i powrotu z roboty nieźle zmokłem. Mam już dosyć tego deszczu.
Do szkoły dla odmiany na 8:15. Po wczorajszych kręglach spał u mnie Paweł, który wyjechał chwilę wcześniej po zeszyty, jednak ostatecznie spotykamy się w połowie drogi do szkoły i dalej jedziemy razem.
Powrót do domu na obiad i kwadrans po 15 do roboty.
Wieczorem znowu padało, tak więc podczas powrotu z roboty kellys znowu doznał solidnej kompieli...
Do szkoły na 7:25..jak zwykle..dzisiaj wreszcie udało mi się przyjechać 5min przed lekcją. Rano trochę cieplej niż ostatnio chociaż rękawiczki i kurtka obowiązkowa.
Powrót do domu całkiem przyjemny...temperatura znośna...w słońcu nawet całkiem przyjemnie. W domu chwila odpoczynku, obiad i do roboty.
Rano tradycyjnie do szkoły na 7:25. Po drodze spotkałem Pawła i znowu się spóźniliśmy...ehh muszę zacząć wyjeżdżać trochę wcześniej.
Powrót ze szkoły w wyjątkowo słoneczniej pogodzie. Na drogach sucho, więc jechało się całkiem przyjemnie.
Podjechałem z Pawłem na chwilę do mnie do domu na obiad, później do sklepu rowerowego po rękawiczki dla Pawła i do roboty.
Powrót z pracy chwilę po 19:30 przyjechał po nas Artur z nowo poznanym podczas jazdy kolegą Łukaszem. Pojechaliśmy wspólnie Marcelińską, później przez Lasek Marceliński i Junikowo. Na zakończenie szybka wymiana numerów i każdy pojechał w swoją stronę.
Dane są tylko szacunkowe, ponieważ czujnik licznika w kellysie coś mi szwankuje.
Nareszcie udało mi się umówić na wspólną jazdę z Mateuszem. Wreszcie mogłem usiąść na kole komuś jadącemu na szosie.
Z domu wyjechałem przed 14. Od razu ruszam w kierunku Szamotuł, gdzie znajdował się Mateusz.
Po drodze spotkała mnie ulewa, już po chwili razem z madzią byliśmy cali przemoczeni (był to jej pierwszy raz). Na szczęście już po kilku minutach wyjeżdżam spod chmury i wjeżdżam z powrotem na na asfalt.
Około 10 km przed Szamotułami spotykam Mateusza. Szybki nawrót i ruszamy z powrotem do Poznania.
Mimo, że Jarzyna był zmęczony po turnieju jechaliśmy całkiem szybko robiąc zmiany co 3-4km...i tak nie wiedzieć kiedy dotarliśmy do Poznania, gdzie znowu spotyka nas deszcz. Jednak zatrzymujemy się koło cmentarza Junikowskiego na pogawędkę. Po jakiś 15min ruszamy ślimaczym tempem dalej gadając...
Jak by przygód deszczowych było mało to 3km przed domem złapał nas grad, który tak ciął po rękach, że musieliśmy zjechać pod dach...momentalnie zrobiło się zimno, a obaj jechaliśmy na krótko ale co tam.
Po 10min ruszamy dalej...razem jeszcze kilka kilometrów i rozdzielamy się przed moim domem.
Wrażenia ze wspólnej jazdy...super. Dzięki!!! Mam nadzieję na powtórkę i czekam na resztę ekipy...
hmm...uwielbiam rower, podróże, a ostatnio coraz bardziej fotografię. Tak się jakoś w moim życiu potoczyło, że zawsze miałem styczność z rowerami. Jeszcze przed komunią jeździłem na dwóch starych góralach. To również na rowerze miałem swój pierwszy wypadek... Kidy miałem jakieś 6 lat moja wycieczka do pobliskiego lasku skończyła się czterema albo pięcioma szwami w kolanie po locie przez kierownice. Ślady nosze do dzisiaj.
To tyle, zapraszam na mojego bloga i do wspólnych przejażdżek.
Pozdrower
Mateusz
e-mail:sq3mka@gmail.com