Po udanym weekendzie czas trochę popracować w szkole. Martwiłem się, że zmoknę, zwłaszcza rano. Jednak udało mi się uniknąć mocniejszych opadów. Pogoda była dzisiaj na tyle kiepska, że rowerem do szkoły przyjechałem jako jedyny.
Dzisiaj do szkoły na 8:15...tak więcej pospałem trochę dłużej niż zwykle.
Poranna droga spokojnie z wiatrem. Trochę chłodniej niż wczoraj. Powrót chwilę przed 16 z bocznym wiatrem, czyli tak jak wczoraj. Za to korki na Bułgarskiej większe ale rowerem idzie się jakoś w miarę szybko przepchać.
Kolejny dzień do szkoły, dzisiaj rano wyjątkowa ciepło.
Tym razem w obie strony samotnie. Po poniedziałkowym biegu wokół Rusałki nadal czuje mięśnie nóg...ale za to udało się uzyskać satysfakcjonujący mnie czas.
Powrót trochę pod wiatr, trochę bokiem do wiatru. Mimo, że dzisiaj chłodniej niż wczoraj to nadal przyjemnie.
O 9:30 przyjeżdża po mnie Mateusz z którym udaje się na spotkanie z Panem Michałem. W 3 osobowym składzie ruszamy przez Naramowice do Biedruska, a następnie Bolechowa.
Dalej wjeżdżamy już na teren puszczy. Jedziemy kilkoma szlakami; kościołów drewnianych, czerwonym i niebieskim.
Ostatecznie docieramy na dziewiczą górę, gdzie robimy krótką przerwę.
Na zakończenie kręcimy asfaltem przez Koziegłowy do Poznania, w którym to czekała nas jeszcze ponad 30 min przeprawa przez centrum do domu.
Pogoda od rana niespecjalnie dobra, zostało jeszcze trochę kałuż po nocnych opadach, niebo zachmurzone...ale na szczęście nie wiało za mocno.
Bardzo sympatyczna wycieczka w sobotnie przedpołudnie. Dzięki.
Dzisiaj pogoda kiepska, kilka minut przed wyjazdem do szkoły jeszcze padało. Wyjazd samotnie o 7:50...na drogach sporo kałuż...ale jakoś udało mnie się dojechać i nie spóźnić do szkoły.
Powrót o 15:30...mimo, że w ciągu dnia padało udało mi się wrócić całkowicie suchym.
hmm...uwielbiam rower, podróże, a ostatnio coraz bardziej fotografię. Tak się jakoś w moim życiu potoczyło, że zawsze miałem styczność z rowerami. Jeszcze przed komunią jeździłem na dwóch starych góralach. To również na rowerze miałem swój pierwszy wypadek... Kidy miałem jakieś 6 lat moja wycieczka do pobliskiego lasku skończyła się czterema albo pięcioma szwami w kolanie po locie przez kierownice. Ślady nosze do dzisiaj.
To tyle, zapraszam na mojego bloga i do wspólnych przejażdżek.
Pozdrower
Mateusz
e-mail:sq3mka@gmail.com