Dzisiaj chciałem rozpocząć swój drugi zimowy sezon, drugi również dla kellysa. Tak więc wychodzę z domu około 11. Na dworze słonecznie, razi w oczy. Temperatura utrzymuje się w granicach -4 jednak wiatr skutecznie potęguje uczucie zimna.
Nie miałem dzisiaj specjalnego planu jazdy, więc ruszyłem w standardową trasę robiąc moją tzw "małą pętlę" w drodze powrotnej pomyślałem, że można by zrobić coś ciekawego, więc postanowiłem odwiedzić miejsce moich pierwszych wycieczek rowerowych, miejsce w którym doznałem pierwszego, a zarazem całe szczęście najpoważniejszego wypadku rowerowego, którego skutki noszę do dzisiaj (miałem zszywane kolano, po tym jak przeleciałem przez kierownice i zahaczyłem o róg - miałem wtedy może z 6 lat mimo to jak widać nie zraziłem się do rowerów).
Trochę postałem, pospacerowałem, porobiłem zdjęcia, wypiłem ciepłą herbatę i kontemplowałem otaczający mnie świat...W ciągu 10 minut mogłem obserwować dzięcioła, wiewiórkę i sarny, które nieświadome mojej obecności biegały w bliżej nieokreślonym celu.
P.S Czas i dystans orientacyjny, ponieważ posypały mi się czujniki od sigmy.
Komentarze (2)
Dziękuje bardzo:) Dzięcioł siedział trochę czasu ale nie do końca udało mi się go uchwycić tak jak chciałem...za to na wiewiórkę musiałem trochę polować...jeszcze raz dzięki i pozdrawiam:)
hmm...uwielbiam rower, podróże, a ostatnio coraz bardziej fotografię. Tak się jakoś w moim życiu potoczyło, że zawsze miałem styczność z rowerami. Jeszcze przed komunią jeździłem na dwóch starych góralach. To również na rowerze miałem swój pierwszy wypadek... Kidy miałem jakieś 6 lat moja wycieczka do pobliskiego lasku skończyła się czterema albo pięcioma szwami w kolanie po locie przez kierownice. Ślady nosze do dzisiaj.
To tyle, zapraszam na mojego bloga i do wspólnych przejażdżek.
Pozdrower
Mateusz
e-mail:sq3mka@gmail.com