Po południu przed pracą pojechałem do cyklotura na ptasią kupić nową korbę i czujnik do licznika na rower nr.2. Dzisiaj ciąg dalszy pięknej słonecznej pogody, chociaż jutro podobno ma padać
Korzystając z pięknej pogody mimo pierwotnych planów jazdy Meridą, w ostatniej chwili zmieniłem zdanie na rzecz kręcenia kellysem po WPN-ie.
Tak więc wyjazd krótko po obiedzie. Od razu obieram kierunek na WPN jadąc doskonale znaną mi trasą przez Fabianowo i Komorniki.
Dalsza trasa to już kręcenie Graiserówką nad Jarosławiec. Przeraziłem się ilością ludzi i samochodów, chyba jeszcze tak tłoczno tu nie było, ale co tam. Od razu po szybkim rzuceniu okiem z głównej plaży zjechałem na singletrack wokół jeziora, który dzięki tym wszystkim ludziom jest wyraźny i fajnie ubity.
Z Jarosławca kręcę graiserówką, wzdłuż Góreckiego, Kociołka aby ostatecznie dotrzeć na Osową Górę. Najpierw podjazd kamienistą drogą, dalej zjazd i podjazd asfaltem i w drodze powrotnej znowu kamienistą drogą ale tym razem w dół.
Kontynuując jazdę trochę pobłądziłem koło opuszczonej stacji kolejowej "Osowa Góra" i tak przypadkiem dotarłem do Ludwikowa, gdzie znajduje się Wojewódzki Specjalistyczny Szpital Gruźlicy i Chorób Płuc trochę miałem wrażenie jak gdybym znajdował się na planie filmu...w około pełno chorych, same stare budynki szpitalne i wszystko umieszczone w środku lasu.
No ale nic trochę znowu pobłądziłem między szpitalnymi pawilonami aż w końcu znalazłem drogę którą przyjechał i którą postanowiłem wrócić z powrotem w rejony Osowej Góry skąd już doskonale znaną trasą rozpocząłem drogę powrotną...wzdłuż Kociołka, Góreckiego, Graiserówką i na zakończenie przez Komorniki, Plewiska i Fabianowo.
Ostatnie kilometry to już problemy z zbyt małą ilością picia. Jednak ten litr wody na 50km to dla mnie minimum
Po pracy nic nie zapowiadało tego, że wyjdę na rower, ale rozładowała mi się myszka więc postanowiłem odwiedzić "stare kąty".
Najpierw dojazd nad Rusałkę, gdzie zrobiłem 5 okrążeń w miarę dobrym tempie przy okazji trochę wkurzając się na niektórych ludzi zachowujących się jak święte krowy. Kręcąc dalej dotarłem nad Strzeszynek, gdzie zrobiłem krótką przerwę na...ochłonięcie.
Z naładowanymi akumulatorami kieruję się dalej szutrowymi drogami do Kiekrza, gdzie zjeżdżam na drogę biegnącą wzdłuż jeziora. Po drodze pokonując kilka fajnych podjazdów i zjazdów.
Ostatnie kilometry to już jazda asfaltami, obok giełdy samochodowej, przez Wysogotowo i Skórzewo w którym odbijam na bardzo fajną drogę między cmentarzem Junikowskim, a laskiem Marcelińskim.
Dzisiaj przed robotą do Piotra załatwić wiertła...muszę zrobić w końcu porządnie wieszaki do rowerów. W pracy jakoś tak ciężko mi się robiło, a na koniec przypadkiem przekuliśmy trochę więcej niż powinniśmy ale naprawimy...
hmm...uwielbiam rower, podróże, a ostatnio coraz bardziej fotografię. Tak się jakoś w moim życiu potoczyło, że zawsze miałem styczność z rowerami. Jeszcze przed komunią jeździłem na dwóch starych góralach. To również na rowerze miałem swój pierwszy wypadek... Kidy miałem jakieś 6 lat moja wycieczka do pobliskiego lasku skończyła się czterema albo pięcioma szwami w kolanie po locie przez kierownice. Ślady nosze do dzisiaj.
To tyle, zapraszam na mojego bloga i do wspólnych przejażdżek.
Pozdrower
Mateusz
e-mail:sq3mka@gmail.com