Całe szczęście to już ostatnie dni do szkoły. Wszystkie oceny powpisywane. Pogoda dobra, raczej słonecznie, chociaż dzisiaj trochę powiało. Coś mnie trzyma dziwne przeziębienie, dlatego odpuściłem popołudniową jazdę. Rano tradycyjnie z Piotrem, a po południu znowu samotnie.
Rano do szkoły z Piotrem. Dzisiaj już cieplej niż wczoraj. Korki spore - chociaż do tego powinienem się już przyzwyczaić. Powrót samotnie trzy godziny wcześniej, ponieważ musiałem jechać odebrać meridę z przeglądu.
Kolejny powrót do szarej rzeczywistości...całe szczęście to już właściwie ostatni tydzień. Dzisiaj wszystko zaliczone po mojej myśli. Ogólnie mogło by być lepiej...ale co tam.
Pogoda...hmm prawie identyczna jak w zeszłym tygodniu. Trochę mokro i w porównaniu do ostatnich temperatur to chłodno.
Do szkoły z Piotrem, natomiast powrót dodatkowo z Pawłem i Robertem.
Ostatni dzień pobytu w górach przed nami. Czas lecie niemiłosiernie szybko …ale po kolei.
Pobudka tradycyjnie o 7:30, prysznic, śniadanie o 8, szybkie planowanie …cel? Podjazd całej grupy pod Orlinek oraz jeszcze bardziej stromy ale krótszy pod Świątynie Wang.
Wyjeżdżamy chwilę po 9. Tak jak wczoraj z Pawłem jedziemy przez miasto i około kilometr przed pensjonatem zaczynamy podjazd. Przed ostatnim etapem podjazdu krótka przerwa i ruszamy. Właściwie tradycyjnie najpierw Ja i Paweł, który dodatkowo robił zdjęcia, dalej Piotr i Maciej, a na końcu rowerowi debiutanci p. Michał, Mateusz, Szymon.
Później ruszamy nad Dziki Wodospad, gdzie część ekipy zażywa niezwykle orzeźwiającą kąpiel, a ja z Piotrem mamy małą lekcję WDŻ-tu …mianowicie łatamy dętkę od wózka dziecięcego.
Ostatnią dzisiejszą atrakcją jest podjazd pod Świątynię Wang. Maciej z Piotrem narzucają niezłe tempo co zmobilizowało mnie do ostrzejszego ruszenia …było ciężko ale udało się wjechać.
Na zakończenie piękny zjazd z widokiem na góry i Karpacz. W pensjonacie ostatnie pakowanie, obiad i ruszamy do Jeleniej Góry na pociąg. W drodze powrotnej pakujemy po dwa rowery do przedziału i jeden osobno. Nikt się do tego nie czepiał …pewnie również dlatego, że trafiliśmy na bardzo „spoko” konduktora. Najbardziej rozbawiło mnie pytanie po tym jak po sprawdzeniu dwóch przedziałów w których stały tylko rowery doszedł do p. Michała: „Na ilu rowerach Pan jeździ?!:)”.
Dalsza jazda pociągiem upłynęła raczej szybko i bez żadnych problemów. Na zakończenie rozstanie na dworcu z p. Michałem, Mateuszem, Szymonem, a później na Górczynie z Piotrem i Pawłem. Do domu dojechałam kilka minut przed 23.
Podsumowując była to pierwsza wycieczka organizowana razem z ZSE i mam nadzieję, że w przyszłym roku również coś zdziałamy. Należy dodać, że na tej wycieczce miałem swój debiut w górach, a więc ustanowiłem swój rekord wysokości. Mimo braku wyższych i niższych biegów wszędzie udało się wjechać i zjechać bijąc przy okazji rekord prędkości.
Na zakończenie chciałem podziękować Panu Michałowi za inicjatywę i organizację wyjazdu oraz chłopakom za atmosferę i wspólnie spędzony czas.
Kolejny dzień pobytu w górach przed nami. Pobudka o 7:30. Szybkie szykowanie. Śniadanie o 8, później szykowania ciąg dalszy i o 9 wyjazd do Harrachova.
Jazdę rozpoczynamy od krótkiego zjazdu ulicą Kościuszki, dalej drogą wojewódzką numer 366 przez Miłków, Podgórzyn. Po drodze mijamy tamę na jeziorze Sosnówka. Po kilku następnych kilometrach docieramy do drogi krajowej nr 3, która zaprowadzi nas do samego Harrachova. Droga ta obfituje w liczne zakręty, piękne widoki oraz wiedzie pod górę aż do Jakuszyc(między czasie jakiś debil wyprzedzał ciężarówkę na ostrym zakręcie z podwójną ciągłą, oczywiście nie zauważył nas i gdybyśmy nie "przykleili" się do krawężnika pewnie zabrał by nas ze sobą). Po drodze robimy przerwę na zakupy i odpoczynek w Szklarskiej Porębie.
Po jakiś 30 min spędzonych na wylegiwaniu się w parku ruszamy dalej.
W Jakuszycach kończy się nasz podjazd i jak to zwykle bywa rozpoczyna się zjazd…i to jaki! Długa prosta, idealny asfalt, duże pobocze – coś pięknego. Szkoda tylko, że przełożeń brakuje.
Nie wiem ile czasu spędziliśmy pod skoczniami ale w końcu było trzeba się ruszyć. Powrót częściowo tą samą drogą. Najpierw podjazd do Jakuszyc, później bardzo długi zjazd przez Szkalrską Porębę (przerwa na lody) , dalej zjeżdżamy z krajowej 3 do miejscowości Podgórzyn, gdzie rozpoczynamy piękny podjazd aż do samego Karpacza, mijając anomalię grawitacyjną, świątynie Wang, a na zakończenie zjeżdżając Orlinkiem.
Po pysznej obiado-kolacji postanowiliśmy z Pawłem zdobyć znany z mety TdP Orlinek. Po około kilometrze od pensjonatu rozpoczynamy podjazd. Było ciężko tym bardziej, że moim najniższym przełożeniem było 2x6. Jednak udało się – przekroczyliśmy wielokrotną metę TdP. Na górze po raz kolejny spotkaliśmy kolaży CCC oraz pogadaliśmy z tamtejszymi kolażami. Był podjazd, musi byćzjazd… i tak zjechaliśmy aż do samego Miłkowa.
Czasy: -Podjazd: 5.14km Czas: 00:18:19 -Zjazd: 6.74km Czas 00:09:39 Na zakończenie podjazd ul. Kościuszki, szybki prysznic, wizyta w sklepie i małe posiedzenie. Nooo a w nocy …nazwijmy to cierpiący na bezsenność rozentuzjazmowani studenci. Trasa:
Wreszcie nadszedł kolejny bardzo ważny oraz przełomowy wyjazd. Został on zorganizowany i zaplanowany wraz z naszym wuefistą z ZSE Panem Michałem. Dzięki dofinansowaniu ze szkoły koszty wyjazdu biorąc pod uwagę ceny biletów PKP, wyżywienie, oraz ubezpieczenie były naprawdę niewielkie.
To tyle tytułem wstępu ….zaczynamy przygodę!
Po powrocie ze szkoły poszedłem na małe zakupy (tradycyjnie musli i biszkopty). Około 20 przyjechał do mnie Paweł. Posiedzieliśmy, pogadaliśmy, obejrzeliśmy film i chwilę przed 1 położyliśmy się spać.
Pobudka o godzinie 2. Ostatnie sprawdzenie bagażu, gorąca herbata i około 2:45 wyjeżdżamy po Piotra i Macieja na Górczyn. Dalej już wspólnie jedziemy przez puste miasto na dworzec, gdzie spotykamy resztę ekipy… p. Michał, Mateusz, Szymon.
Mimo nocnej pory humory dopisują. Bez większych trudności pakujemy rowery do ostatniego wagonu (część w wejściu, reszta na korytarzu). W pociągu pustki, więc jedzie się bardzo komfortowo.
We Wrocławiu przesiadka – lądujemy tak jak poprzednio w ostatnim wagonie. Ostatnie 130km pociąg pokonuje z zawrotną szybkością osiągając czas 3,5h.
-Wreszcie! Po 7 godzinach jazdy docieramy do Jeleniej Góry. Jeszcze kilka chwil i moja pierwsza jazda po górach staje się rzeczywistością. Pierwsza część dzisiejszej trasy to około 15km z Jeleniej Góry do Karpacza. Pierwsze wrażenie – Jest pięknie. Podjazdy? – Póki co, nic strasznego.
Do naszego pensjonatu docieramy przed godziną 12…później rozpakowywanie, szybki prysznic i jak by to nazwać „obiado-śniadanie”. A później…wsiadamy na rowery aby zdobyć przełęcz Okraj, przekroczyć granicę Czeską dojeżdżając tym samym do miejscowości Mała Upa.
No to ruszamy! Najpierw zjazd… całkiem długi i niebezpieczny ze względu na wąską drogę i jadące z naprzeciwka samochody. Zjeżdżamy tak aż do miejscowości Ściegny, dalej lekkie wypłaszczenie i za Kowarami zaczynamy podjazd. Jedzie się wyśmienicie: spokojne tempo, gorąco, wspaniałe widoki oraz ekipa ZSE-BikeTeam 2010 – To jest to!
Na około 800 m skręcamy na drogę nr 368 gdzie rozpoczyna się ostatni etap podjazdu. Po krótkiej przerwie na rozjeździe dróg każdy rusza już swoim tempem. Najpierw Ja z Pawłem, dalej Maciej i Piotr, a na końcu mniej doświadczeni, jednak bardzo wytrwali: p. Michał, Mateusz, Szymon.
Wreszcie! Po ponad godzinie podjeżdżania zdobyliśmy przełęcz Okraj oraz przekroczyliśmy granicę. Tym samym pierwszy raz wyjechałem rowerem poza granice kraju, a jak by tego było mało ustanowiłem swój rekord wysokości na 1025 m.
W Małej Upie chwilę posiedzieliśmy, odpoczęliśmy i ruszyliśmy w dół… oj było ostro, chociaż w porównaniu z zjeżdżającymi kolażami CCC byliśmy bardzo ostrożni. Jednak na jednym z 180-stopniowych zakrętów Maciej trochę poszorował po asfalcie, głównie przez leżący tam drobny piasek. Na szczęście skończyło się tylko na kilku otarciach. Ostatni etap już spokojniej tą samą drogą co przyjechaliśmy przez Kowary i ulicą Kościuszki wspinaczka do pensjonatu.
Wieczorem piesze zwiedzanie Kruczych Skał, małe zakupy i grill. Spać kładziemy się kawałek przed 24.
Do szkoły po raz kolejny z Piotrem. W związku z przebudową ronda Jeziorańskiego korki większe niż zwykle...nie jedzie się zbyt komfortowo ale wiadomo - lepiej niż autobusem.
Do domu wracałem już samotnie. Na termometrze było 31 stopni także gorąco ( i to mi się podoba!).
W ogóle niepotrzebnie dzisiaj poszedłem do szkoły..jedyna pożyteczna rzecz to montaż bagażników.
Przedostatni dzień do szkoły...a w czwartek...dowiecie się wkrótce. Dzisiaj po raz kolejny z Piotrem. W szkole zasypiam...w ogóle jakieś przeziębienie wzięło mnie od tych upałów (nie żebym narzekał - uwielbiam jak jest gorąco!). Mam lekki kaszel i katar ale co tam, gorsze rzeczy się miało. W drodze powrotnej z Piotrem, Pawłem i Robertem do Ski team-u, a później do evolution sportu.
Jeszcze nie zdążyłem ochłonąć po powrocie, a tu już trzeba wstawać do szkoły. Całe szczęście tylko do środy. W szkole jak to w szkole...szara rzeczywistość. Rano lekki deszczyk ale ciepło...chwilę przed wyjazdem w drogę powrotną padał grad i chyba trochę pogrzmiało. Jednak zanim wyjechaliśmy po gradzie i ulewie zostały tylko kałuże. W drodze powrotnej wraz z Piotrem ,Pawłem i Robertem skoczyłem do urzędu skarbowego, a później już prosto do domu.
hmm...uwielbiam rower, podróże, a ostatnio coraz bardziej fotografię. Tak się jakoś w moim życiu potoczyło, że zawsze miałem styczność z rowerami. Jeszcze przed komunią jeździłem na dwóch starych góralach. To również na rowerze miałem swój pierwszy wypadek... Kidy miałem jakieś 6 lat moja wycieczka do pobliskiego lasku skończyła się czterema albo pięcioma szwami w kolanie po locie przez kierownice. Ślady nosze do dzisiaj.
To tyle, zapraszam na mojego bloga i do wspólnych przejażdżek.
Pozdrower
Mateusz
e-mail:sq3mka@gmail.com