Dzisiaj powtórka z ostatnich dni. Rano dosyć przyjemnie, mimo chłodu.
Powrót późnym wieczorem. Kiedy dojeżdżałem już do domu prawie wjechał by we mnie samochód, ani ja go nie widziałem, ani pewnie on mnie. W ostatniej chwili udało mi się odbić, a kierowca wjechał aż na krawężnik. Wszystko działo się tak szybko i instynktownie, że później obróciłem się już tylko i pojechałem dalej.
Dzisiaj również powtórka z wczoraj. Rano zdecydowanie lepsza pogoda, na początku trochę zimno ale po 5km już się rozgrzałem i było tak na styk. Wiatr zdecydowanie mniejszy niż wczoraj.
Po południu podczas powrotu najpierw jazda za ciężarówką, niestety więcej niż 54 z hakiem nie chciała jechać. Dalej dogonił nas szosowiec, pojechał chwilę za nami, później nas wyprzedził i ruszyłem w pogoń za nim , muszę przyznać, że dostałem niezły wycisk, a jak przepuścił mnie na przód to jechałem na maksimum swoich możliwości (ale jakoś dałem porządną zmianę). Generalnie szybki i przyjemny powrót. Oby więcej takich.
Dzisiaj powtórka z wczoraj z tym, że powrót przez Dąbrowę.
Rano w miarę ładnie, trochę chłodno i dosyć wiało ale w sumie nie było źle, natomiast wieczorem leciutki wiatr i zdecydowanie cieplej, a i na ulicach luźniej.
Dzisiaj rano po Pawła...i tak pechowo się złożyło, że jechałem podczas największego porannego deszczu, cóż za pech. Po spotkaniu z Pawłem udajemy się do Zakrzewa.
Powrót wieczorkiem...ruch zdecydowanie mniejszy niż rano i jakoś przyjemniej się jedzie, może dlatego, że jest suchutko.
Dzisiaj miałem już nigdzie nie wychodzić na rower ale po południu przyjechał po mnie kuzyn, a że nigdy jeszcze z nim nie jeździłem, dlatego z chęcią skorzystałem z okazji. Po chwili zastanowienia postanawiamy udać się do WPN-u. Naszym celem było jezioro Jarosławieckie, jechaliśmy przez Luboń, Wiry i kawałek w samym parku. Kiedy dotarliśmy nad jezioro bardzo się zdziwiłem (pozytywnie) co do odległości, ponieważ wyszło raptem 15,5 km, a do granic WPN-u 10 z hakiem.
Po dojechaniu do celu naszego wyjazdu, postanowiliśmy przejechać szlak wokół jeziora.
Poniżej nasze rowerki na tymże szlaku:
Po krótkim posiedzeniu nad jeziorem, ruszyliśmy do domów. Droga powrotna bardzo przyjemna gdyż temperatura zaczęła spadać.
Dzisiaj postanowiłem wybrać się na dosyć dobrze znaną i wyjeżdżoną przeze mnie trasę, biegnącą między trzema jeziorami; Rusałka, Strzeszyńskie i Kierskie. Trasa poniżej, nie jest to dokładne odwzorowanie, ponieważ czasami nie mogłem się znaleźć na tej mapie.
Drogi wzdłuż jezior były bardzo oblegane przez plażowiczów i spacerowiczów, co uniemożliwiało jazdę równym tempem, a na plażach tyle ludzi, że ciężko było by znaleźć wolne miejsce, ale co się dziwić w końcu dzisiaj jest upalna niedziela i mało kto siedzi w domu.
Dzisiaj musiałem na chwilę podjechać na cmentarz do Żabikowa. Samochodów bardzo mało, wiatr tylko momentami odczuwalny, generalnie bardzo dobry dzień na jazdę.
Dzisiaj na spokojnie, równym tempem do przodu. Generalnie chodzi o to abym podczas tych standardów utrzymał w miarę wysoką średnią, nie robił przerw i odpoczywał na rowerze zniżając trochę prędkość.
Dzisiaj chciałem się gdzieś przejechać, a że Paweł akurat jechał do babci, dlatego postanowiłem odprowadzić go do Murowanej Gośliny. Najpierw przez Poznań, Morasko, Biedrusko, w Murowanej rozdzieliliśmy się, Paweł samotnie dalej, a ja skręcam na Bolechowo, Koziegłowy. Dalej przez centrum miasta do domu.
Muszę się przyznać, że nie zdążyłem nawet jeszcze wyczyścić pedałów z morskiego piasku, po ostatniej wyprawie.
hmm...uwielbiam rower, podróże, a ostatnio coraz bardziej fotografię. Tak się jakoś w moim życiu potoczyło, że zawsze miałem styczność z rowerami. Jeszcze przed komunią jeździłem na dwóch starych góralach. To również na rowerze miałem swój pierwszy wypadek... Kidy miałem jakieś 6 lat moja wycieczka do pobliskiego lasku skończyła się czterema albo pięcioma szwami w kolanie po locie przez kierownice. Ślady nosze do dzisiaj.
To tyle, zapraszam na mojego bloga i do wspólnych przejażdżek.
Pozdrower
Mateusz
e-mail:sq3mka@gmail.com