Wpisy archiwalne w kategorii

Kelly's

Dystans całkowity:18680.00 km (w terenie 2159.00 km; 11.56%)
Czas w ruchu:1064:00
Średnia prędkość:17.28 km/h
Maksymalna prędkość:64.00 km/h
Suma podjazdów:60682 m
Liczba aktywności:465
Średnio na aktywność:40.17 km i 2h 19m
Więcej statystyk

Szkoła + Praca + Lasek

Wtorek, 7 września 2010 · Komentarze(0)
Rano tradycyjnie do szkoły na 7:25. Po drodze spotkałem Pawła i znowu się spóźniliśmy...ehh muszę zacząć wyjeżdżać trochę wcześniej.

Powrót ze szkoły w wyjątkowo słoneczniej pogodzie. Na drogach sucho, więc jechało się całkiem przyjemnie.

Podjechałem z Pawłem na chwilę do mnie do domu na obiad, później do sklepu rowerowego po rękawiczki dla Pawła i do roboty.

Powrót z pracy chwilę po 19:30 przyjechał po nas Artur z nowo poznanym podczas jazdy kolegą Łukaszem. Pojechaliśmy wspólnie Marcelińską, później przez Lasek Marceliński i Junikowo. Na zakończenie szybka wymiana numerów i każdy pojechał w swoją stronę.

Dane są tylko szacunkowe, ponieważ czujnik licznika w kellysie coś mi szwankuje.

Szkoła

Poniedziałek, 6 września 2010 · Komentarze(0)
Po wczorajszym koncercie Paweł spał u mnie. Pobudka bardzo ciężka o 6:30. Na dworze pieruńsko zimno...Rękawiczki i kurtka obowiązkowe.

Powrót niewiele przyjemniejszy...a żeby było ciekawie...zmokłem 4 raz w ciągu dwóch dni.

Praca

Sobota, 4 września 2010 · Komentarze(0)
Po dzisiejszo/wczorajszej imprezie pojechałem na 9:30 do pracy. Słoneczko świeci, lekki wiaterek i muzyka...

Powrót około 17

Szkoła

Piątek, 3 września 2010 · Komentarze(0)
Rano zimno to tego stopnia że jechałem w rękawiczkach z długimi palcami, swetrze i kurtce. Powrót już zdecydowanie przyjemniejszy. Wreszcie po kilku dniach opadów dzisiaj sucho..ba nawet słońce pięknie przyświeciło

alle ekipa - Morasko

Niedziela, 22 sierpnia 2010 · Komentarze(2)
Kategoria Kelly's
Po całym tygodniu w robocie jakoś ciężko było się gdzieś ruszyć...ale słoneczko przyświeciło, a i zacna ekipa się zebrała.

Spotykamy się o 15:10 przed stadionem...sporo kibiców, ponieważ dzisiaj mecz.

Chwila pogawędki i ruszamy po Macieja w składzie Paweł z bratem, Mateusz, Tomek, Artur i Ja.

Dalej już w pełnym skadzie jedziemy w kierunku Biedruska. Tempo cały czas mocne na zjazdach i podjazdach...i tak nim się zorientowaliśmy nieźle upoceni docieramy na teren poligonu. Tempo spada...cała ulica jest nasza. Po kilku kilometrach docieramy do ruin kościoła, w których spędziliśmy sporo czasu na odpoczynku i ekspansji ruin.
Po około 30 min ruszamy dalej... Przy wyjeździe z poligonu wjeżdżamy w teren...ogólnie mówić górki, pagórki, singletracki i zaliczona przeze mnie hopa bardziej dla fulla niż crossa.

A zwieńczeniem dzisiejszego wyjazdu była piękna panorma miasta:
Panorma poznania © sq3mka


Dalej już powrót do domu przez miasto, kawałek Rusałką, obok stadionu. Akurat zdążyłem przed deszczem i burzą.

wschód 2010 dzień 7

Niedziela, 25 lipca 2010 · Komentarze(3)
Do Warszawy docieramy około 9 mając dwa cele...zjeść obiad i zobaczyć charakterystyczne miejsca stolicy. Tak więc zaczynamy oczywiście od pałacu kultury, dalej starówka, budynek sejmu, stadion, ulica ambasad. Na zakończenie nie mogąc znaleźć lepszego miejsca na obiad lądujemy w przydworcowym McDonaldzie.

Pałac kultury © sq3mka


Warszawa © sq3mka


Warszawa © sq3mka


Warszawa © sq3mka

Najedzeni ale cholernie niewyspani po 30h bez snu udajemy się z powrotem na dworzec. Mamy jeszcze około 45min do pociągu więc walcząc ze snem czekamy..czekamy...czekamy.

Aż wreszcie ładujemy się do pociągu. Miejsca na rowery niewiele, a tym bardziej na rowery z sakwami. Blokujemy jedno wyjście. Na szczęście nikt nie narzeka, więc siadamy tak aby mieć rowery na widoku...i tak jechaliśmy...głównie na pograniczu jawy i snu. Po 36h bez porządnego snu docieramy do Poznania.

Jeszcze szybka przejażdżka z dworca do domu...gorąca kąpiel, normalna kolacja i ciepłe łóżko...


Podsumowując wyprawę:

Przez 7 dni pokonaliśmy 990km...średni dzienny dystans z 6 dni to ponad 150km. Odwieziliśmy 5 województw, 3 parki narodowe i 2 puszcze. Jechaliśmy wzdłóż granicy Białoruskiej i Litewskiej podjeżdżając pod 4 przejścia graniczne. Byliśmy na najbardziej wysuniętym na wschód krańcu Polski, a symbolem wyprawy zostaje żubr.

Pod kątem pogody:

Przez większość wyjazdu była idelana - gorąco z umiarkowanym wiatrem. Trzeciego dnia w nocy przeszła nad nami potężna burza, która gdy śpi się w lesie...mając nad głową kilka milimetrów materiału robi wrażenie...Za to ostatniego dnia na pożegnanie...zmokliśmy totalnie jadąc w ulewie z burzą w tle.

Na zakończenie filmik:
<a >

Wschód 2010 - dzień 6

Sobota, 24 lipca 2010 · Komentarze(0)
Przedostatni dzień naszej wyprawy wita nas pięknym błękitnym niebem. Wczesnym rankiem opuszcza nas Mateusz, który rezygnuje z dalszej jazdy i rusza na pociąg do Chełma. Natomiast my z Pawłem powoli jemy śniadanie, pakujemy się, rozmawiamy jeszcze trochę z Panem Edkiem i około 9 ruszamy w trasę.

Niestety już po kilku kilometrach okazuje się, że mamy wiatr w twarz, chyba najgorszy na całej wyprawie. Pierwszą przerwę robimy w Włodawie, gdzie przy okazji kupujemy coś do jedzenie i picia, ponieważ upał nie odpuszczał.

Pierwszym celem dzisiejszego dnia było zwiedzanie byłego obozu zagłady Sobibór..tak więc kilkanaście kilometrów za Włodawą zjeżdżamy na polną drogę, którą po około 5km dotarliśmy do miejscowości Sobibór Stacja oraz na teren obozu.
Obóz zagłady Sobibór © sq3mka

Obóz zagłady Sobibór © sq3mka


Podczas zwiedzania obozu zauważyliśmy zbliżające się z zachodu potężne ciemne chmury … wszystko wskazywało na to, że prognozy się sprawdzą, czyli fala deszczy i burze.

Niezrażeni wracamy z powrotem do drogi asfaltowej…którą jedziemy, jedziemy, przez lasy, pola, co kilka lub kilkanaście kilometrów mijając jakąś wieś…a tymczasem wiatr nie ustępuje, a chmury się zbliżają.

Około 15 docieramy do Dorohuska – Polsko – Ukraińskiego przejścia granicznego. Tradycyjnie podjeżdżamy pod sam terminal przejścia…chwilę wczuwamy się w klimat…stare samochody, ciężarówki i klasyczna muzyka rodem z lat 70-tych. Po kilku minutach ruszamy do pobliskiej restauracji na obiad (znowu cheeseburgery).
Przy Ukraińskiej granicy © sq3mka

Trochę się wypogodziło, a my ruszamy dalej…kilka kilometrów za Dorohuskiem znajdujemy przypadkiem jezioro..a że cały dzień było gorąco, mieliśmy jeszcze czas na jazdę…postanowiliśmy się wykąpać.
Nasze rumaki nad jeziorem koło Dorohuska © sq3mka

Gdy szykowaliśmy się już do wyjazdu zagadał do nas biker z Hrubieszowa, pogadaliśmy chwilę o wyjazdach na Ukrainę, lokalnych społecznościach rowerowych i ogólnie o tamtejszych rejonach.
Ciemne chmury © sq3mka

Najedzeni, wykąpani…ruszamy do Zosina, czyli miejscowości w której znajduje się najdalej na wschód wysunięty kraniec Polski będący ukoronowaniem naszej wyprawy.

Jednak wcześniej…nagle wiatr ucichł…dookoła widać, że pada, zaczęło się błyskać i grzmieć…gdy zaczęło padać akurat zatrzymaliśmy się pod sklepem…i tak siedzieliśmy z 15min aby gdy deszcz trochę ustąpił, ruszyć dalej.

Deszczowy grzyb © sq3mka


Oj jak bardzo się przeliczyliśmy…już po kilku minutach nastąpiło istne oberwanie chmury, a burza znalazła się prawie tuż nad nami. Po kilku chwilach byliśmy cali przemoczeni, włącznie z prawie całą zawartością sakw, dlatego podjęliśmy decyzję aby jechać do Zosina, a następnie do Chełma na wczesno poranny pociąg.

Tak więc ruszamy, w deszczu i burzy pokonując kolejne kilometry. Do Zosina dojeżdżamy około 19, robimy chwilę przerwy i tempem nie podobnym do jazdy z sakwami, czyli 30-33km/h jedziemy do Hrubieszowa, gdzie montujemy lampki i kupujemy jedzenie na kolacje.

Przejście graniczne Zosin © sq3mka

Zosin © sq3mka

Kolację odprawiamy po prawie 20km od Hrubieszowa na przystanku PKS…szef kuchni wymyślił na dziś płatki z mlekiem…oczywiście podgrzanym na palniku. Kolację kończymy około 23, ponieważ coś mi się kojarzyło, że pociąg mamy koło 5, więc nie ma co się spieszyć.

Dalsza trasa to hmmm…jazda prosto, potem prosto i jeszcze trochę porsto….ooo i po 20km lekki zakręt i żeby było ciekawie kolejne 20km prosto . Po prostu masakra..nie dość, że jechaliśmy w nocy, czyli nic naokoło nie widać…od poniedziałku mamy przejechane prawie 750km, a dzisiaj już prawie 200 no i wstaliśmy dzisiaj o 7.

Ale wreszcie koło 2 docieramy do Chełma, rozglądamy się po mieście i ruszamy na dworzec…dworzec luksusowy, ciepło, czysto i gniazdka…podłączyłem telefon i aparat do ładowarki…sprawdziłem pociągi aby dojechać do Poznania iii zasnąłem na środku dworca…całe szczęście tylko na jakieś 15min.

Około 03:30 ruszamy aby obejrzeć Chełm nocą…

Chełm nocą © sq3mka

Na dworzec docieramy kilkanaście minut po 4. Trochę się kręcimy i tak o 5 ładujemy się do pociągu do Lublina. Podróż straszna, na pograniczu snu. W Lublinie przesiadka na pociąg do Poznania.

Jednak, że Paweł chciał zobaczyć Warszawę, wysiadamy na stacji Warszawa Centralna…

Wschód 2010 - dzień 5

Piątek, 23 lipca 2010 · Komentarze(3)
Mamy luksusowe miejsce na nocleg, więc śpimy długo…wstajemy leniwie koło 8…robimy śniadanie, jemy prawie jak w restauracji przy stole. Z naszej rezydencji wyjeżdżamy dopiero w okolicach 10. Dziękujemy jeszcze raz Pani Gospodyni za nocleg!!!
Nasz nocleg w Grabarce © sq3mka


A więc ruszamy…najpierw podjeżdżamy kawałek na samą górę krzyży:
Grabarka - góra krzyży © sq3mka


Dalej już bez większych przerw jedziemy w kierunku Siemiatycz. Dzisiejszy dzień jest dosyć wietrzy…i jest gorąco (co mi akurat nie przeszkadzało).
Z Siemiatycz ruszamy już do głównego punktu dzisiejszego dnia, czyli Polsko-Białoruskiego przejścia granicznego w Terespolu.
Międzyczasie przekraczamy Bug, oraz mijamy granicę województwa Mazowieckiego…a za kilkanaście kilometrów województwa Lubelskiego.
Most nad Bugiem © sq3mka

Granica województw © sq3mka

Do Terespola docieramy wczesnym popołudniem. Od razu udajemy się do przejścia granicznego oraz przydrożnej restauracji na obiad…dzisiaj królowały cheeseburgery….
Przejście graniczne Terespol © sq3mka

Po około 2h spędzonych na odpoczynku w restauracji ruszamy dalej na południe wzdłuż granicy Białoruskiej. Droga jest piękna…słońce świeci…tylko tyłek straszni boli. Po drodze mijamy kolejne przejście graniczne w Sławatyczach.
Przejście graniczne Sławatycze © sq3mka

Granica UE © sq3mka


Miejsca na nocleg szukamy niewiele dalej. W miejscowości Hanna. Tym razem ja pytałem o możliwość noclegu…pierwsza próba…niestety nieudana, Pani chciała wysłać nas gdzieś na pole namiotowe..druga próba już udana. Nocleg znaleźliśmy u Pana Edka…który opócz noclegu zaszczycił nas rozmową oraz postawił nam „Perłę”.

Szef kuchni przygotował na dziś Kus-kus, niestety trochę źle obliczył ilość i wyszło nie tak jak bym chciał.