Kolejny piękny, słoneczny majówkowy dzień. Żal było siedzieć ciągle w domu, więc chciałem wykręcić chociaż standard. Pierwszą połowę trasy jechało się wyśmienicie; szybko i lekko. Jak łatwo się domyślić wiatr solidnie dmuchał w plecy. Już jednak po nawrotce w Rosnowie wmordewind aż do domu. Mimo to krótki szybki wypad zdecydowanie udany.
Kolejny wyśmienity dzień. Dzisiaj po zakończeniu roku szkolnego przejechać północną pętlę przez Junikowo, Skórzewo, Dąbrówkę, Palędzie, Plewiska i na zakończenie Fabianowo. Jechało się wyśmienicie. Temperatura przekroczyła 20 stopni, a i wiatr bardzo nie utrudniał. Mimo to brakuje mi długich całodniowych wyjazdów.
Pogoda przepiękna, szkoda, że mam nadal tyle obowiązków, więc na dłuższy wypad nie ma szans, jednak kilkadziesiąt kilometrów trasą standardu zawsze uda się jakoś wepchnąć w codzienność. Wyjazd był też okazją do przetestowania mojego prezentu urodzinowego - koszulki meridy. Jest wyśmienita pod względem jakościowym i wizualnym. Dziękuje :)
Mając w perspektywie pogorszenie pogody wybrałem się dzisiaj trasą standardu. Wiatr niewielki, a także słoneczna aura sprawiła że jechało się całkiem przyjemnie.
Trasa trochę skrócona przez pominięcie pętli przez Chomęcice i Głuchowo.
Krótko po śniadaniu około 10 ruszyłem Meridą w kierunku Osowej Góry. Dojazd do niej raczej standardowy przez Świerczewo, Luboń, Wiry, Puszczykowo do Mosiny.
Podczas podjazdu poczułem różnice w wytrenowaniu w porównaniu z końcem zeszłego sezonu. Mimo wszystko podjechać podjechałem (podjazd ulicą Pożegowską). Na szczycie, krótka przeprawa terenowa w kierunku punktu widokowego...
Niedzielne przedpołudnie to chyba najlepszy czas na rower, ludzie albo jeszcze śpią albo są w kościołach, a wtedy ja niepostrzeżenie mknę swoją czerwono czarną rakietą. Dzisiaj nie było to takie łatwe, ze względu na dość mocny wiatr, który zwłaszcza w pierwszej połowie trasy mocno utrudniał. Utrudniał na tyle, że prawie zmiotłem przydrożną tablice. Całe szczęście przyjęła siłę uderzenia i tylko trochę się wygięła.
Trasa bardzo płaska. Pierwsza połowa z mocno pomagającym wiatrem w plecy, natomiast w drodze powrotnej nieźle mnie wyziębiło od bocznego lub frontowego wiatru.
Krótki wypad szosą do cyklotura odebrać piastę. Miałem w planach kupić od razu szprychy ale...no właśnie...ale nie kupiłem z powodu niezależnego ode mnie - szkoda się rozpisywać.
W każdym razie pogoda bardzo ładna, w miarę ciepło (jak na marzec oczywiście) i słonecznie.
Dzisiaj udało nam się z Pawłem zrobić wreszcie jakąś wspólną dłuższą trasę. Początkowo mieliśmy jechać w różne strony i o różnych godzinach, jednak tak się nam wszystko poukładało że około 11 spotkaliśmy się przy cmentarzu Junikowskim.
To co dzisiejszego dnia najważniejsze...to pogoda. Piękna i słoneczna. Bez jednej chmurki i z zaledwie delikatnym wiatrem. Jakże przyjemna odmiana po ostatnich wichurach.
Nad trasą nie zastanawialiśmy się wiele. Celem był Buk i odwiedziny u Dawida. Chwilę u niego odpoczęliśmy i ruszyliśmy w drogę do domu przez Stęszew i Rosnówko.
Ostatnie kilometry to standardowy powrót Fabianowską, a następnie przez Junikowo.
Na zakończenie tradycyjnie mapka:
P.S Dzisiaj przy robieniu zdjęć wrócił do łask stary nikon colpix s10. Nie ma się takiego wpływu na zdjęcie jak przy lustrzance ale zawsze można uwiecznić niepowtarzalne chwile.
Tak jak obiecałem, udało się wykręcić większy dystans. Prawdę powiedziawszy spodziewałem się, że pętla ma jakieś 35km, jednak kilometry uciekały, a do domu został jeszcze spory kawałek.
Ale od początku...
Ruszyłem około 11. To co od razu szło zauważyć to silny wiatr. Prawie od samego początku wmordewind...bardzo mocno przeszkadzający przez jakieś 20 kaemów aż do Rokietnicy. Miałem nadzieję, że remont DW 184 rozpoczęty w zeszłym roku będzie skończony, jednak wielce się przeliczyłem. Nie dość, że przeszkadzał wiatr to denerwowały dziury.
Po skręcie w Rokietnicy, wiatr dmucha w plecy. Prędkość wzrasta, drogi polepszają się, mimo, że trochę zimno (4 stopnie) jedzie się wyśmienicie. ...i tak już bez większych trudności docieram do Poznania. Zmęczony ale zadowolony.
aaa no i oczywiście mapka przejazdu co by trochę zobrazować moje wypociny:
hmm...uwielbiam rower, podróże, a ostatnio coraz bardziej fotografię. Tak się jakoś w moim życiu potoczyło, że zawsze miałem styczność z rowerami. Jeszcze przed komunią jeździłem na dwóch starych góralach. To również na rowerze miałem swój pierwszy wypadek... Kidy miałem jakieś 6 lat moja wycieczka do pobliskiego lasku skończyła się czterema albo pięcioma szwami w kolanie po locie przez kierownice. Ślady nosze do dzisiaj.
To tyle, zapraszam na mojego bloga i do wspólnych przejażdżek.
Pozdrower
Mateusz
e-mail:sq3mka@gmail.com