40 minut przed odjazdem pociągu meldujemy się na dworcu. Ludzi bardzo dużo. Gdy podjechał nasz skład, wszyscy pędę rzucili się do drzwi. My natomiast z naszymi ciężkimi rumakami nie zdążyliśmy i nie starczyło dla nas miejsca. Na domiar złego okazało się, że następny pociąg akurat w święta majowe nie kursuje.
Mimo wszystko nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Pojechaliśmy świetną ścieżką rowerową do samego centrum Szczecina.
Dzisiejszego dnia docieramy do Międzyzdrojów. Miałem nadzieję na nocleg na terenie leśniczówki jednak Pan leśniczy mimo, że miłoy i serdeczny nie pozwolił się na rozbić. Z tego powodu musimy cofać się na pole namiotowe. Na jednym nas nie przyjęli (w maju prowadzą tylko campingi). Natomiast na drugim zostaliśmy przyjęci z otwartymi rękami. Namawiano nas również aby zatrzymać się tam do końca majówki.
Po dniu pracy szybko wracałem do domu. Jeszcze tylko ostatnie przygotowania, zapięcie wszystkiego na ostatni guzik i wyruszamy. Razem z Pati wsiadamy do pociągu po 18. Ludzi sporo. Jednak tego można było się spodziewać. Mimo to sprawnie pakujemy się do wagonu rowerowego i znajdujemy własny kąt.
Krótko po zmroku docieramy do Szczecina Dąbie. Wsiadamy na nasze rowery aby po kilku kilometrach dotrzeć na świetnie położone pole namiotowe PTTK nad samym jeziorem Dąbie.
Już o ciemku rozbijamy namiot i szykujemy się do spania.
Rano zimno i wietrznie, jednak wracać trzeba. Jedziemy najkrótszą drogą do mnie, czyli przez Plewiska, Fabianowo i Junikowo. W międzyczasie zaczyna się przejaśniać, więc i kręci się coraz lepiej. Po południu odprowadziłem Pati naszą ulubioną trasą przez Golęcin i wzdłuż Warty, tą samą ścieżką również wróciłem do domu.
Co tu dużo pisać, wybraliśmy się z Pati na pierwszego tegorocznego grilla. Po południu przez Rusałkę, Golęcin, Cytadelę pojechałem po moją towarzyszkę, a następnie już wspólnie zaczęliśmy kierować się na Głuchowo. Trochę przeliczyłem się z długością trasy, dlatego na miejsce dojechaliśmy później niż obiecywałem. Ale za to pokonaliśmy świetną leśną trasę wzdłuż Rusałki, Strzeszynka i Kiekrza, a potem już raczej asfaltami przez Przeźmierowo, Zakrzewo i Gołuski.
Czas letnich wypadów zbliża się wielkimi krokami. Razem z Pati postanowiliśmy sprawdzić działanie starego sprzętu, a także wypróbować nowy. W szczególności namiot tunelowy marabuta. Na miejsce testu wybraliśmy brzeg jeziora Chomęcickiego.
W drogę ruszamy dopiero po godzinie 17. Pogoda nie rozpieszcza, jednak nie pada chociaż nad naszymi głowami formują się ciężkie chmury.
Gdy docieramy do Głuchowa robimy kilkunastominutową przerwę u Pawła. Rozmawia się dobrze, więc i w drogę ruszyć ciężko. Po chwili dołączyli do nas także Mateusz i Bartek. Po upływie następnych kilku minut ruszamy na ostatni etap dzisiejszej trasy.
Gdy przyjeżdżają krótko przed 22 wychodzimy im na spotkanie. Dostaje świetny rowerowy prezent na urodziny. Po kilkudziesięciu minutach dojeżdża do nas na krótką pogawędkę i wymianę dowcipów Artur i Mateusz.
Przed 24 kładziemy się spać. Temperatura w namiocie oscyluje w granicach 8-9 stopni. Śpiwory przykrywamy dodatkowo kocem i nagle...już 8 rano :)
Patrycji rower został naprawiony i zmodernizowany, a dzisiaj postanowiliśmy sprawdzić jak się sprawuje. Po południu jadę do Patrycji, a następnie wspólnie kręcimy nad Malte.
Tam jedno kółko przy przyświecającym słońcu i powrót do domu, gdyż czas naglił. Test roweru wypadł pomyślnie, głód rowerowania jest, więc tylko czekać na ciekawsze i troszkę dłuższe wyjazdy.
Piękna słoneczna pogoda, wolna niedziela i ulubiona towarzyszka. Tak można by streścić dzisiejszy wypad. Postanowiliśmy odwiedzić z Pati Wielkopolski Park Narodowy w którym wyraźnie widać już jesień.
Ostatnie kilometry pokonujemy po asfalcie standardową drogą przez Rosnówko, Komorniki, Plewiska, Fabianowo i Junikowo. Po 5 godzinnym wyjeździe wracamy do domu na późny obiad.
Postanowiliśmy z Patrycją wykorzystać piękną letnią pogodę. Trasa zupełnie rekreacyjna i krajoznawcza.
Pojechaliśmy do Parku Sołackiego, w którym byłem zaledwie dwa razy...a jest to naprawdę śliczna część miasta.
W drodze powrotnej odpoczęliśmy jeszcze nad Rusałką, a następnie jechaliśmy Bułgarską do domu. Wycieczka bardzo udana, tylko szkoda, że to prawdopodobnie ostatnie takie ciepłe dni w tym roku.
Chciałem przed wyprawą przejechać się na szosie, a że musiałem jeszcze pojechać do Pati okazja sama się trafiła. Niestety dojazdu na Piątkowo zbyt dobrego nie ma, dlatego musiałem kręcić w towarzystwie sporej ilości samochodów.
Po zrobieniu roweru Patrycji postanowiliśmy przejechać krótką pętle przez Radojewo i Morasko. Niestety okazało się, że po wyprawie posypało się tylne koło mojej towarzyszki - 6 szprych do wyrzucenia, a reszta wcale nie jest w dobrym stanie. Chociaż nie można zapominać, że jest to 10 letnie koło.
W drodze powrotnej posiedzieliśmy chwilę przy kampusie UAM-u.
Powrót do domu szybki i sprawy tą samą trasą, którą przyjechałem.
hmm...uwielbiam rower, podróże, a ostatnio coraz bardziej fotografię. Tak się jakoś w moim życiu potoczyło, że zawsze miałem styczność z rowerami. Jeszcze przed komunią jeździłem na dwóch starych góralach. To również na rowerze miałem swój pierwszy wypadek... Kidy miałem jakieś 6 lat moja wycieczka do pobliskiego lasku skończyła się czterema albo pięcioma szwami w kolanie po locie przez kierownice. Ślady nosze do dzisiaj.
To tyle, zapraszam na mojego bloga i do wspólnych przejażdżek.
Pozdrower
Mateusz
e-mail:sq3mka@gmail.com