Co tu dużo pisać, wybraliśmy się z Pati na pierwszego tegorocznego grilla. Po południu przez Rusałkę, Golęcin, Cytadelę pojechałem po moją towarzyszkę, a następnie już wspólnie zaczęliśmy kierować się na Głuchowo. Trochę przeliczyłem się z długością trasy, dlatego na miejsce dojechaliśmy później niż obiecywałem. Ale za to pokonaliśmy świetną leśną trasę wzdłuż Rusałki, Strzeszynka i Kiekrza, a potem już raczej asfaltami przez Przeźmierowo, Zakrzewo i Gołuski.
Koncepcja trasy bardzo zbliżony do ostatniego wypadu. Z tym, że przejechałem przez szachty oraz ścieżką przez pole...gdzie uczyłem się jeździć na rowerze. Następnie skróciłem sobie trochę powrót w WPN, ponieważ chciałem sprawdzić jedną ze ścieżek, która doprowadziła mnie do Szreniawy. Ostatni etap trasy asfaltowy i standardowy -> Rosnówko, Walerianowo, Rosnowo, Komnorniki, Plewiska, Fabianowo, Junikowo.
Kolejny piękny słoneczny dzień dzień. Czasu wprawdzie mało ale po południu udało mi się wykręcić standard z bonusem w postaci krótkiej wizyty w WPN-ie. Wjechałem na punkt widokowy, kawałek czerwonego szlaku, wzdłuż pola nad Jarosławiec i powrót na asfalt w Rosnówku. Zakończenie zupełnie standardowe przez Rosnowo, Komorniki, Plewiska, Fabianowo i Junikowo.
Czas letnich wypadów zbliża się wielkimi krokami. Razem z Pati postanowiliśmy sprawdzić działanie starego sprzętu, a także wypróbować nowy. W szczególności namiot tunelowy marabuta. Na miejsce testu wybraliśmy brzeg jeziora Chomęcickiego.
W drogę ruszamy dopiero po godzinie 17. Pogoda nie rozpieszcza, jednak nie pada chociaż nad naszymi głowami formują się ciężkie chmury.
Gdy docieramy do Głuchowa robimy kilkunastominutową przerwę u Pawła. Rozmawia się dobrze, więc i w drogę ruszyć ciężko. Po chwili dołączyli do nas także Mateusz i Bartek. Po upływie następnych kilku minut ruszamy na ostatni etap dzisiejszej trasy.
Gdy przyjeżdżają krótko przed 22 wychodzimy im na spotkanie. Dostaje świetny rowerowy prezent na urodziny. Po kilkudziesięciu minutach dojeżdża do nas na krótką pogawędkę i wymianę dowcipów Artur i Mateusz.
Przed 24 kładziemy się spać. Temperatura w namiocie oscyluje w granicach 8-9 stopni. Śpiwory przykrywamy dodatkowo kocem i nagle...już 8 rano :)
Ścieżka wiedzie wzdłuż brzegu między licznymi iglakami. Po zimie poziom rzeki jest wciąż wysoki, dlatego dwukrotnie byłem zmuszony omijać częściowo zalany szlak.
W Puszczykówku wjeżdżam na asfalt, po którym kręcę przez miasto aż po sam szczyt Osowej Góry. Kolejne kilometry pokonuje starymi znanymi leśnymi duktami w pobliżu jeziora Kociołek i Góreckie na którym wciąż znajdowały się resztki lodowej tafli.
Właściwie to wiało i padało, jednak jechało mi się całkiem dobrze. To chyba przez ten wiatr który chyba częściej mi pomagał niż przeszkadzał. Wreszcie widać też pierwsze oznaki wiosny.
Patrycji rower został naprawiony i zmodernizowany, a dzisiaj postanowiliśmy sprawdzić jak się sprawuje. Po południu jadę do Patrycji, a następnie wspólnie kręcimy nad Malte.
Tam jedno kółko przy przyświecającym słońcu i powrót do domu, gdyż czas naglił. Test roweru wypadł pomyślnie, głód rowerowania jest, więc tylko czekać na ciekawsze i troszkę dłuższe wyjazdy.
Kolejny jeden z niewielu słonecznych dni w tym roku. Żal było nie wykorzystać takiej pogody. Po powrocie z pracy, szybki obiad, zmiana ciuchów i przed 16 zaczynam kręcić. Dzisiaj nie odwiedziłem żadnych nowych terenów, jednak takiej konfiguracji trasy jeszcze nigdy nie pokonałem.
Na początek jadę na Junikowo skąd terenem przez szachty docieram na moment do Fabianowa z którego szybko dojeżdżam na ulice Cmentarną. Rozdziela cmentarz komunalny i lasek Marceliński. Następnie ścieżkami rowerowymi wzdłuż Złotowskiej, Bukowskiej oraz Polskiej wjeżdżam nad Rusałkę.
Nie zastanawiając się długo, skręcam w stronę jeziora Strzeszyńskiego. Bardzo przyjemna pętla wokół tego zbiornika i wracam nad Rusałkę. Na zakończenie asfaltami (bo inaczej się nie da) najkrótszą drogą do domu.
Pierwszy tegoroczny standard. Dzisiaj było ładne zimowe popołudnie, temperatura podczas wyjazdu spadła od 2 do -1. Na drogach raczej sucho i to co sprawiało, że jechało się bardzo przyjemnie to lekki wiatr. W drodze powrotnej zamieniłem jeszcze kilka słów z Pawłem. Do domu wróciłem chwile po zmroku.
hmm...uwielbiam rower, podróże, a ostatnio coraz bardziej fotografię. Tak się jakoś w moim życiu potoczyło, że zawsze miałem styczność z rowerami. Jeszcze przed komunią jeździłem na dwóch starych góralach. To również na rowerze miałem swój pierwszy wypadek... Kidy miałem jakieś 6 lat moja wycieczka do pobliskiego lasku skończyła się czterema albo pięcioma szwami w kolanie po locie przez kierownice. Ślady nosze do dzisiaj.
To tyle, zapraszam na mojego bloga i do wspólnych przejażdżek.
Pozdrower
Mateusz
e-mail:sq3mka@gmail.com