Wpisy archiwalne w kategorii

Trójkąt Wyszehradzki 2011

Dystans całkowity:1603.78 km (w terenie 10.00 km; 0.62%)
Czas w ruchu:86:10
Średnia prędkość:18.61 km/h
Maksymalna prędkość:64.00 km/h
Suma podjazdów:9767 m
Liczba aktywności:16
Średnio na aktywność:100.24 km i 5h 23m
Więcej statystyk

Trójkąt Wyszehradzki 2011 Dzień 8

Poniedziałek, 4 lipca 2011 · Komentarze(0)
Mieliśmy dzisiaj wstać już o 6, jednak widok z namiotu, jak i temperatura skutecznie nas od tego pomysłu odwiodły. Ostatecznie ruszyliśmy dopiero o 10. Już po kilku kilometrach poczuliśmy, że jest jednak trochę lepiej niż wczoraj, a na pewno zdecydowanie mniej wietrznie.

Słoneczniki - Austria © sq3mka


Dzisiejszy dzień potraktowaliśmy bardzo ulgowo, gdyż chcieliśmy dojechać tylko do rogatek Wiednia, czyli około 40 kilometrów, dlatego już po pierwszych 10 zrobiliśmy sobie chyba z 1,5h przerwę śniadaniową. Odrobiliśmy na niej wczorajsze zaległości z kolacji podczas, której cierpieliśmy na niezbyt duży zapas wody i skutki braku odpowiednich zapasów.


...i tak kręcąc powoli już po następnych dwóch kilometrach kolejna przerwa...(sielanka normalnie)


Przerwa i rower wyprawowy © sq3mka



Po południu trafiamy na oznaczenia NadDunajskiej ścieżki rowerowej i to właśnie nią postanawiamy dotrzeć do Wiednia, zaliczając przy okazji trochę terenu.

Nagle po jednym z zakrętów naszym oczom ukazał się potężny, majestatyczny Dunaj.

Dunaj © sq3mka


Jadąc wzdłuż tej pięknej rzeki zatrzymujemy się przy jednej z ławek aby zjeść obiadokolacje delektując się pięknym widokiem.

Dunaj © sq3mka




Kiedy już mieliśmy znalezione miejsce na nocleg...nagle zadzwoniła do Pawła jego ciocia z wspaniałą informacją, że już dzisiaj możemy spać u niej w domu.

Wiedeń i Dunaj © sq3mka


Tama na Dunaju © sq3mka


Uradowani tą informacją pokonujemy jeszcze 19km do samego Wiednia, w którym udaje się nam trafić w umówione miejsce dzięki pomocy przechodniów zarówno po Niemiecku (uczyłem się tego języka przez 6 lat i poza kilkoma słowami i zwrotami nie potrafię za dużo powiedzieć) jak i Angielsku oraz małej pomocy telefonicznej.

Wieczór to istny luksus, muzyka, kąpiel, kolacja, a jutrzejszy dzień zapowiada się niemniej wspaniale.




<= Dzień poprzedni / Dzień następny =>

Trójkąt Wyszehradzki 2011 Dzień 7

Niedziela, 3 lipca 2011 · Komentarze(0)
Dzisiejszy dzień, a zwłaszcza jego początek przygnębiający. Budzimy się o 6. Na dworze strasznie zimno, około 12, aż się wierzyć nie chce, że to trzeci dzień lipca.

Kiedy w końcu się spakowaliśmy podjechaliśmy kawałek do Dacic aby zjeść śniadanie i wydać resztę drobnych koron.

Między czasie mijamy znak z ciekawym podpisem który brzmi jak: "zaczątek chamskiego nasypu", przynajmniej dla mnie zawsze gdy to przeczytałem znaczyło to właśnie tyle:

Chamski posyp?! © sq3mka


Korzystając z okazji chciał bym potwierdzić, że Czechy są świetne dla rowerzystów...wspaniałe drogi, góry, świetne oznaczenia oraz jazda kierowców...po prostu wzorcowa; zachowanie bezpiecznej odległości przy wyprzedzaniu rowerzysty to tam standard.

Więc wszystkim którzy się wahają z czystym sumieniem mogę polecić Czechy na rowerowy wypoczynek...

Po około 1,5h docieramy do Austrii:

Przejście graniczne CZ - A © sq3mka


Austriacka informacja drogowa © sq3mka


Jako, że nie mieliśmy dzisiaj specjalnej ochoty na kombinowanie i szukanie drogi, wybieramy najprostszy wariant drogą krajową. Jak pozornie mogło by się wydawać nie było by to najgorsze rozwiązanie ze względu na niewielki ruch, tym bardziej, że była niedziela, więc tiry przejeżdżały bardzo rzadko.


Na nasze szczęście gdy docieramy do Waidhofen an der Thaya dostajemy silny wiatr w plecy, który bardzo nam pomaga.

Panorama Austrii © sq3mka


Po dojechaniu miejscowości Horn, mamy wrażenie, że ludzi gdzieś wchłonęło...wszędzie pełno marketów i wszystkie zamknięte na cztery spusty ale w końcu to niedziela, co w Austrii oznacza prawie całkowity zakaz handlu, poza stacjami benzynowymi, które de facto najczęściej są automatyczne oraz McDonaldami. W tym ostatnim udaje nam nabrać trochę wody do ugotowania kolacji. Co ciekawe sklepów 24h też w Austrii raczej nie uświadczymy...

Na uwagę dzisiejszego dnia zasługuje chyba najdłuższy zjazd mojego życia...jak widać z profilu miał około 20km plus wiatr w plecy równa się jakieś 40 min bez pedałowania - chyba, że ktoś lubi...

Zimno, pochmurno, wietrznie © sq3mka


...i tak po niespełna 106km rozbijamy się przy drodze krajowej i bliskim sąsiedztwie jakieś firmy, w której całą noc działał jakiś silnik...ale najważniejsze, że byliśmy dobrze schowani, bo jak wielu uświadczyło i jak sami słyszeliśmy Austryjacka mentalność wobec śpiących nie dziko nie jest zbyt przyjazna.



<= Dzień poprzedni
/ Dzień następny =>

Trójkąt Wyszehradzki 2011 Dzień 6

Sobota, 2 lipca 2011 · Komentarze(3)
Przed snem nasze oczy cieszył wspaniały widok świetlików latających w pobliżu namiotu; niesamowite są te małe robaczki, tak cudownie upiększające szarość.

Po kolejnej zimnej nocy budzimy się dopiero o 9 a wjeżdżamy o 11.
Nie zdążyliśmy przejechać nawet kilometra, a już się rozpadało:

Deszczowe Czechy © sq3mka


...i tak w deszczu pokonujemy pierwsze 20 km dzisiejszego dnia. Podczas pierwszej przerwy, gdy deszcz powoli ustawał spotkaliśmy Czeskiego sakwiarza...dołączył on do nas podczas śniadania, jednak nie był specjalnie rozmowny.

Podobnie jak wczoraj, dzisiaj również koło południa chmury ustępują słońcu i błękitowi nieba:

Rozpogodzenie © sq3mka



Doszliśmy do wniosku, że prawie każdy Czech albo jeździ Skodą, albo rowerem albo motorem...chociaż najczęściej mijani jesteśmy przez Skody z rowerami na dachu.

Powiem wam, że widząc Pana w kapeluszu przed każdym przejściem za każdym razem uśmiechałem się do siebie...

- ten kapelusz ma coś w sobie :)

Przejście dla pieszych © sq3mka


Na przemian pokonując podjazdy i delektując się zjazdami docieramy do miejscowości Telc w której znajduje się zabytkowe centrum:

Telc - zabytkowe centrum © sq3mka


Ostatnie kilometry to tradycyjne poszukiwanie miejsca na nocleg...padło na las w bliskim sąsiedztwie miasteczka Dacice:

Dacice - kamping © sq3mka


Podczas naszej kolacji zaczyna kropić, więc w tempie ekspresowym i tak już właściwie o ciemku (skończyliśmy jazdę dopiero o 21) pakujemy wszystko do namiotu. Co by nie było nudno wokół namiotu latają świetliki a mieszkańcy Dacic chyba świetnie się bawią podczas jakieś lokalnej imprezy...

-fajerwerki?
-były
-muzyka?
-była
-syreny alarmowe?
-były
-Musiała być całkiem spora ta impreza...

Rekordowy dzień przewyższeń czas zakończyć, teraz pora spać.



<= Dzień poprzedni \ Dzień następny =>

Trójkąt Wyszehradzki 2011 Dzień 5

Piątek, 1 lipca 2011 · Komentarze(0)
Ze względu na to, że spaliśmy przy drodze rowerowej, dzisiaj wczesna pobudka o 6. Rano strasznie zimno; aż widać było parę z ust. Zanim się ostatecznie ruszyliśmy i spakowaliśmy wszystko, zeszło nam 1,5h.

Początek dzisiejszego dnia nie napawał optymizmem ponieważ, już po jakiś 600m Paweł łapie gumę - dopiero co założył bagaż już trzeba było go ściągać i łatać. Na łatanie i spakowanie wszystkiego z powrotem tracimy następne 1,5h.

Kolejne kilometry całe szczęście już spokojnie, i około 10 wjeżdżamy do PRAGI!

Praga © sq3mka


Już na samych przedmieściach znajdujemy sklep rowerowy.

- uff opona kupiona.
- Pozostaje mieć nadzieję, że teraz już wszystko będzie dobrze...

Pokonując rozległe obrzeża Pragi zatrzymujemy się w jednym z parków na zmianę opony; stara uroczyście kończy swój żywot w Praskim śmietniku.

Praga - skrzyżowanie © sq3mka

Następnie kręcimy się po zatłoczonych ulicach centrum. Jedziemy wzdłuż Wełtawy...

Wełtawa i Hradczany © sq3mka


Hradczany - tu zatrzymał się czas © sq3mka




...a następnie odwiedzamy zabytkowe Hradczany, czyli tzw królewską dzielnicę, do której wejść strzegą gwardziści:

Gwardzista na Hradczanach © sq3mka


Zwiedzanie z rowerami jest trochę utrudnione ale udało mnie się wejść do pięknej katedry św. Wita:

Katedra św. Wita - Praga © sq3mka


Witraż w katedrze św. Wita © sq3mka


Przed opuszczeniem królewskiej dzielnicy trafiamy jeszcze na wspaniały punkt widokowy, z którego można podziwiać całą piękną Pragę:

Panorama Pragi © sq3mka


Nasze rumaki i Praga w tle © sq3mka



Trafiamy nawet na bardzo ciekawą reklamę:

Weekoffreedom w Pradze © sq3mka


Powoli czas opuszczać Pragę ale że nie mieliśmy dokładnego planu miasta nie było to takie łatwe. O drogę pytaliśmy nawet strażników miejskich, na szczęście z pomocą przyszedł nam Pan z pewnej terenówki...


Całkiem przypadkiem do niego podjechałem, a okazało się, że jedzie on właśnie do Polski. Chciał nas nawet podrzucić, jednak grzecznie podziękowaliśmy i zbombardowaliśmy go pytaniami o drogę. Sam dokładnie nie wiedział jak najlepiej jechać, ponieważ droga faktycznie nie była za prosta...lecz Pan miał na to radę, dzięki, której wskoczył na miejsce numer jeden listy zaskoczeń podczas pytania o drogę. Otóż to owy Pan wysiadł z samochodu, otworzył bagażnik z którego wyciągnął 15 calowy tablet, włączył dokładną mapę, pozycjonowanie GPS i trasa od razu była możliwa do pokonania.

Całe szczęście, że spotkaliśmy tego jegomościa, bo nie wiem jak długo jeszcze błądzilibyśmy po olbrzymich przedmieściach Pragi.


Nasze zadowolenie z znalezienia właściwej drogi nie trwało długo...

...Paweł znowu złapał laczka.

Nasze morale gwałtownie spadło...całe szczęście wyglądało na to, że Paweł wkładając dętkę skręcił ją i pod wpływem wyższego ciśnienia po prostu pękła sama z siebie...

Ostatnie kilometry pokonujemy już w słonecznej pogodzie zwiastującej piękny następny dzień.

Czeskie drogi © sq3mka


Rozbijamy się dopiero o 21 kilka kilometrów za Benesov-em, w którym zrobiliśmy kolacyjne zakupy.



<= Dzień poprzedni / Dzień następny =>

Trójkąt Wyszehradzki 2011 Dzień 4

Czwartek, 30 czerwca 2011 · Komentarze(0)
W nocy zrobiło się zimno, wiało, a o poranku naszym oczom ukazał się taki widok:

Namiot o poranku © sq3mka


Po trzech dniach ciepła taka zmiana była dla nas małym szokiem, wstawać się nie chciało, wygrzebaliśmy się dopiero o 10:30. Po kilku kilometrach docieramy do bardzo zaniedbanej miejscowości Straz Pod Ralskiem, znajdującej się w bliskim sąsiedztwie fabryki uranu. Takie zestawienie plus pogoda dawało raczej przygnębiający obraz.

Jechać trzeba, więc i o drogę trzeba się jakoś dowiedzieć. Na nasze szczęście Czeski jest dosyć podobny do Polskiego, więc wystarczy się wsłuchać i prawie wszystko idzie zrozumieć.

Co mnie zaskoczyło w tamtym regionie to spora ilość elektrowni słonecznych, właściwie chyba pierwszy raz w życiu widziałem coś takiego:

Elektrownia słoneczna w Czechach © sq3mka


...i tak upływają kolejne kilometry, pogoda się poprawia, a jazda Czeskimi asfaltami to prawdziwa przyjemność:

Czeska panorama © sq3mka

Piękne widoki w Chechach © sq3mka



Nigdy nie może być za dobrze, więc jak już poprawiła się pogoda to z kolei Paweł złapał kolejnego laczka. Opona jest w opłakanym stanie.

- Musimy znaleźć jakiś sklep rowerowy, najlepiej jeszcze dzisiaj.
- Stara Boleslava, może tam...

Tak więc najkrótszą drogą, do najbliższej większej miejscowości. Późnym popołudniem znowu się chmurzy, wygląda na to, że będzie burza.

Zbliża się burza? © sq3mka


Między czasie jadąc przez środek lasu nagle słyszymy "Cześć Wam!!!" od dziewczyny łapiącej chyba stopa...od razu lepiej się jedzie, a problem opony odchodzi jakby na bok.

Niestety w Stara Boleslava, nie ma sklepu rowerowego. Za to rozmawialiśmy z sympatycznym Panem, pracownikiem serwisu motorowego, chyba yamahy, który interesuje się żużlem. Mówił coś, że jeździł do Bydgoszczy na jakieś wyścigi.

Paweł wpadł na pomysł kupienia opony w tesco, jednak jedna jedyna która była, okazała się nie mieć kodu kreskowego, a w rezultacie kupienie dzisiaj opony było niemożliwe. Co zrobić powoli robi się późno, więc trzeba się rozbić.

Ciężkie ciemne chmury © sq3mka


Wybór pada na kawałek trawy między polem, a ścieżką rowerową.
Żeby było ciekawiej, kiedy mieliśmy rozbity namiot a sakwy leżały jeszcze na ścieżce, przejechał tamtędy samochód, chyba z właścicielami tych pól, gdyż przed wjazdem na ścieżkę rowerową była barierka na kłódkę. Całe szczęście popatrzyli tylko pobieżnie i tyle ich widzieliśmy. Czekaliśmy potem jeszcze z 30 min czy będą wracać ale tak się nie stało, więc położyliśmy się spać z nadzieję na jutrzejsze zażegnanie problemów z dętką oraz lepszą pogodę.

Nocleg przy ścieżce rowerowej © sq3mka




<= Dzień poprzedni
/ Dzień następny =>

Trójkąt Wyszehradzki 2011 Dzień 3

Środa, 29 czerwca 2011 · Komentarze(2)
Dzisiaj wstajemy dosyć wcześnie bo już o 7. Na trasę ruszamy o 8. Po kilku kilometrach zatrzymujemy się w Nowogrodźcu na jakieś śniadanie (standardowo w moim przypadku bułka + ser i plasterek pomidora)

Po wyjeździe z miasta ruch natychmiast staje się mniejszy, co nas wręcz momentami zadziwia (oczywiście pozytywnie), ponieważ w końcu poruszamy się drogą wojewódzką, a ja osobiście nie mam o nich za dobrych opinii.

Jedziemy coraz bliżej gór, więc i podjazdy stają się większe. Po jednym z nich zjeżdżamy na rynek do Lubań-ia, gdzie zagaduje nas pewien Pan. Opowiada nam on o Lubań-u, jak to pracował w Poznaniu, jak to kradną na Ukrainie i jak to był na inwazji w Czechach śpiąc miesiącami po lasach...bardzo ciekawy człowiek i to jest piękne, że człowiek w podróży na rowerze obładowanym 30kg bagażem tak mocno przyciąga takich ludzi, zawsze niezwykłych, mających coś ciekawego do przekazania...

Dzisiaj także żegnamy Polskę...na razie tylko na chwilę, wjeżdżając do Niemiec w Radomierzycach.

Niemcy © sq3mka


Niemiecka informacja dla kierowców © sq3mka


Od razu znajdujemy szlak rowerowy do Zittau, którym mijamy kilka Niemieckich miejscowości oraz docieramy przed jeden z klasztorów przez który prowadzi droga świętego Jakuba.

Klasztor © sq3mka


Klasztor na drodze św. Jakuba © sq3mka


Klasztor na drodze św. Jakuba © sq3mka




Po krótkim odpoczynku ruszamy dalej "Jakubową drogą" wzdłuż rzeki Nysy.
W pewnym momencie zaczepiło nas dwóch sakwiarzy z Polski, jak się okazało są oni też z Poznania i szykują się do pokonania w przyszłym roku drogi świętego Jakuba. Z tego co mówili oznakowanie w Polsce nie jest najlepsze, a i czasami trzeba jechać dennymi drogami, chociaż co jakiś czas można trafić na przyrodnicze perełki. Wydaje mnie się, że generalnie z oznakowaniem szlaków w Polsce nie jest najlepiej. Bez odpowiedniej mapy do pomocy ruszać jakimkolwiek szlakiem po nieznanym terenie niesie spore ryzyko zgubienia. Po wymianie jeszcze kilku doświadczeń kontynuujemy naszą podróż wzdłuż Nysy.

Droga św. Jakuba wzdłuż Nysy © sq3mka


Do Zittau docieramy krótko po południu. W mieście nie spędzamy za dużo czasu i dosyć szybko wjeżdżamy z powrotem do Polski. Ponieważ nie zauważyliśmy znaku, mieliśmy mały problem ze znalezieniem trójstyku ale ostatecznie przy drugim podejściu się udało:

Trójstyk granic © sq3mka


Ze względu na to, że zostało nam trochę złotówek zbaczamy trochę z trasy i jedziemy do Kopaczowa w poszukiwaniu sklepu. Kiedy po dość długim podjeździe powoli traciliśmy nadzieję na jakikolwiek sklep i wkurzało nas tracenie czasu na przyjechanie tam naszym oczom ukazał się jakże oczekiwany widok...mały wiejski sklepik; a podczas czekania:

Prawdziwa polska wieś © sq3mka



Posileni, obkupieni na następny dzień z przyjemnością oddajemy się długiemu zjazdowi z Kopaczowa. Niestety aby nie było tak kolorowo Paweł łapie gumę, a co gorsza zauważamy, że opona jest uszkodzona (ma dziurę przy obręczy przez którą wystaje dętka).

- Co poradzić?!
- Taak taśma izolacyjna może pomoże

Tak więc kolejne na tej wyprawie ściąganie całego bagażu, odkręcanie koła i cała procedura związana z ściąganiem opony...następnie burżujska ilość taśmy izolacyjnej na oponę i pozostaje
mieć nadzieję, że będzie okej.

I z powrotem zakładanie bagażu, i w drogę...

Po chwili ostatecznie żegnamy się z Polską i wjeżdżamy do Czech:
Granica Czeska © sq3mka


Po przejściu granicy,chwila przerwy na zmianę map i prawie od razu zaczynamy największym jak do tej pory podjazdem w okolicach góry Vapenny (789).

Przydrożna Czeska kapliczka © sq3mka


Po małych problemach z znalezieniem noclegu rozbijamy się 2 km przed miejscowością Straz pod Ralskem.



<= Dzień poprzedni / Dzień następny =>

Trójkąt Wyszehradzki 2011 Dzień 2

Wtorek, 28 czerwca 2011 · Komentarze(0)
Z naszego noclegu zbieramy się o 9:30. Spało się całkiem dobrze, chociaż trzeba się trochę przyzwyczaić do spania na materacu i w śpiworze.

Kierujemy się w stronę Głogowa. Niestety pobłądziliśmy i ostatecznie całą drogę pokonujemy ruchliwą krajową 12, mijając między czasie granicę województw:

Kolejne województwo © sq3mka


Już w Głogowie przekraczamy Odrę:
Most nad Odrą © sq3mka



W bardzo ładnym centrum miasta udaje nam się znaleźć sklep rowerowy w którym kupujemy dodatkowe zapasowe dętki.

Starówka w Głogowie © sq3mka


Po wyjeździe za miasto mamy wrażenie, że krajobraz zmienił się natychmiastowo. Zaczynają się górki, a na horyzoncie malują się pierwsze pasma górskie:

Góry! © sq3mka


I tak urzeczeni wspaniałością krajobrazu, pokonując pierwsze dłuższe i wyższe wzniesienia docieramy do słynącego z wyrobu ceramiki Bolesławca :

Ceramika Bolesławiecka © sq3mka


Kilka kilometrów za Bolesławcem odwiedzamy również radziecki cmentarz:

Cmentarz radziecki © sq3mka


Groby na cmentarzu radzieckim © sq3mka


Co ciekawe mijamy także cerkiew...na rubieżach wschodnich naszego kraju jest to widok nie rzadki ale na zachodzie...?! to już ciekawostka.

Dzień kończymy około 19 kilka kilometrów przed Nowogrodźcem, rozbijając się na łące między polami.



<= Dzień poprzedni/Dzień następny =>

Trójkąt Wyszehradzki 2011 Dzień 1

Poniedziałek, 27 czerwca 2011 · Komentarze(0)
Wreszcie po wielu godzinach spędzonych na planowaniu trasy, zbieraniu ekwipunku i szykowaniu roweru w poniedziałek 27 czerwca o godzinie 9:20 rozpoczynam swoją podróż. Początkowe kilometry z sakwami na przód i tył są bardzo niepewne, towarzyszy mi wrażenie, że rower jest strasznie toporny.

Po około 30 min jazdy docieram do Pawła...
jeszcze chwilę rozmawiamy, mój towarzysz dopina ostatnie szczegóły ekwipunku i kilkanaście minut po 10 ruszamy już we dwóch ku przygodzie i nieznanemu.

Początek krajową 5 © sq3mka


Jedziemy drogą krajową numer 5. Niestety już po kilkudziesięciu kilometrach Paweł łapie gumę.

Oby tym razem tak szybko nie złapać gumy... © sq3mka


I tak co najmniej trzy razy dzisiaj. W końcu owinęliśmy starą dętką nową i na jakiś czas mogliśmy odetchnąć.

Późnym popołudniem, gdy pożegnaliśmy się z ciągłym hałasem samochodów na rzecz mniej ruchliwych i cichszych ulic zagadnął nas na trasie Pan na składaku z całkiem niezłą łydką:) , który jak się okazało na co dzień jeździ szosówką, a ostatnio brał udział w pobliskim Leszczyńskim maratonie szosowym - olbrzymi szacunek dla Niego.

Piękne Wielkopolskie wsie © sq3mka

Po dotarciu do Wschowy udajemy się do centrum tego miasteczka na małe przedkolacyjne zakupy.

Centrum Wschowy © sq3mka


Jeżeli chodzi o nocleg to zupełnie na spokojnie, dzięki uprzejmości Pawła kuzyna na przydomowym trawniku.

Pierwszy dzień za nami. Pogoda super, ostatnie kilka dni było kiepskich ale dzisiaj się wypogodziło. Wiatr nie dokuczał. Ogólnie bardzo przyjemny dzień. Jedynie te problemy Pawła z dętką trochę nas niepokoiły.




Dzień następny =>