Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2011

Dystans całkowity:1487.65 km (w terenie 26.00 km; 1.75%)
Czas w ruchu:74:54
Średnia prędkość:19.86 km/h
Maksymalna prędkość:64.00 km/h
Suma podjazdów:7641 m
Liczba aktywności:18
Średnio na aktywność:82.65 km i 4h 09m
Więcej statystyk

Trójkąt Wyszehradzki 2011 Dzień 13

Sobota, 9 lipca 2011 · Komentarze(0)
Przed 8 mieliśmy opuścić pole namiotowe tak więc budzimy się już o 6:30.

Nasz nocleg nad Balatonem © sq3mka


Balaton o poranku © sq3mka



Zaraz po opuszczeniu naszego miejsca noclegowego robimy śniadaniowe zakupy, jemy co mamy i ruszamy dalej szlakiem wzdłuż Balatonu. Jak widać na fotografii, niektóre nazwy miejscowości są bardzo pokrętne.

Szlak rowerowy wzdłuż Balatonu © sq3mka


Upał się nasila, a my mijamy kolejne miejscowości. Między czasie trafiamy na punkt widokowy z chyba najpiękniejszym krajobrazem jaki w życiu widziałem.
Coś wspaniałego. Fotografia niestety nie oddaje w pełni tego uczucia, kiedy tam staliśmy i patrzyliśmy...upał, delikatny wiaterek i ten kolor wody.

Panorama Balatonu © sq3mka


Łódki na Balatonie © sq3mka


Zapatrzeni w Balaton zajechaliśmy trochę za daleko i musieliśmy lekko skorygować trasę...dalej jedziemy drogą nr 7. Upał dosyć mocno daje się we znaki. Jest ponad 40 stopni. Na nasze szczęście jest piątek i większość samochodów jedzie w przeciwnym kierunku nad Balaton.

Między czasie spotkaliśmy też na drodze taką oto jaszczurkę, która była nieświadoma zagrożenia.

Jaszczurka © sq3mka


Po dotarciu do Szekesfehervaru robimy zakupy na kolację, chwila przerwy i ruszamy dalej, jadąc wzdłuż jeziora Velencei-to, w którym przy okazji Paweł zażywa kąpieli.

Ostatni etap dzisiejszej trasy to dalszy ciąg jazdy drogą nr 7, którą ze względu na brak miejsca noclegowego docieramy do samych granic Budapesztu. Jako, że zrobiła się już 20 mieliśmy małe obawy co robić dalej. Na szczęście pojechaliśmy przejechać się po jednym z osiedli domków jednorodzinnych za którym znaleźliśmy odpowiednią polankę.

Nasze bagaże © sq3mka


Wiem, że wygląda to na totalny chaos, ale mimo wszystko udało nam się nic nie zgubić, więc musiała być w tym jakaś metoda...



<= Dzień poprzedni / Dzień następny =>

Trójkąt Wyszehradzki 2011 Dzień 12

Piątek, 8 lipca 2011 · Komentarze(4)
Dzisiaj wstajemy o 7. Standardowo, pakowanie, zwijanie namiotu, ładowanie wszystkiego na rowery. Kilkanaście minut po 8 ruszamy. Niestety przez pierwsze 30 km nie możemy znaleźć żadnego sensownego sklepu, a jako, że bez śniadania nie jedzie się najlepiej pierwsza godzina jazdy to takie nabijanie kilometrów w jak najszybszym poszukiwaniu sklepu.

Po znalezieniu jakiegoś sklepu samoobsługowego w jednej z wiosek, postanawiam kupić loda. Wyobraźcie sobie jak wielkie było moje zdumienie, gdy w lodówce zobaczyłem coś czego w życiu bym się nie spodziewał:

Lody Maryla na Węgrzech © sq3mka


Najedzeni ruszamy dalej. Temperatura dzisiaj bardzo wysoka. Spokojnie ponad 40 stopni.




Oczywiście na naszej trasie nie mogło zabraknąć tego z czego słyną Węgry...winnice i wina:

Węgierska winnica na tle góry © sq3mka


Węgierska winnica © sq3mka


W końcu koło południa zmęczeni upałem docieramy nad Węgierskie morze. Jak najszybciej znajdujemy plażę i zażywamy odświeżającą kąpiel:

Węgierskie morze © sq3mka


Węgry - panorama © sq3mka


Po około godzinnym odpoczynku ruszamy dalej drogą rowerową wzdłuż Balatonu. Jest ona dosyć dobrze oznakowana, czasami wymagająca, jednak prowadzi bocznymi drogami z dala natłoku samochodów. Wokół Balatonu biegnie też linia kolejowa. Co ciekawe na Węgrzech widzieliśmy bardzo mało strzeżonych przejazdów kolejowych. Czyżby odpowiednia mentalność kierowców sprawiała, że przejazdy kolejowe jakie by nie były są bezpieczne:

Linia kolejowa wzdłuż Balatonu © sq3mka


Powoli dzień miał się ku końcowi, a zależało nam na noclegu na polu namiotowym ze względu na dość sporą "turystyczną urbanizację" terenów wokół jeziora, a nie uśmiechało nam się być nakrytym przez policjantów, turystów, bądź właścicieli jakiś campingów:

Balaton © sq3mka


Wieczór nad Balatonem © sq3mka


W końcu znajdujemy dobre (niestety niezbyt tanie) pole namiotowe "Europa"
Generalnie bardzo przyjemny dzień, nocleg również bardzo komfortowy na ładnej trawce, kilkaset metrów od Balatonu.




<= Dzień poprzedni / Dzień następny =>

Trójkąt Wyszehradzki 2011 Dzień 11

Czwartek, 7 lipca 2011 · Komentarze(0)
Pierwszy dzień na Węgrzech i od razu zaczynają się upały. Miła odmiana dla zeszłotygodniowych mrozów (12 stopni).

Podczas pierwszych 18 kilometrów spotykamy sakwiarską parę z Holandii i Niemiec. Jadąc dalej mijamy się jeszcze kilkukrotnie, gdyż poruszaliśmy się szlakiem rowerowym euro velo 6, którym docieramy do Gyor. Miasto naprawdę piękne zwłaszcza centrum. Wszystkie budynki zadbane, kolorowe...zresztą zobaczcie sami:

Gyor ratusz © sq3mka


Uliczki w Gyor © sq3mka


Centrum Gyor © sq3mka


Po wyjechaniu z ścisłego centrum...rozpoczynamy szukanie interesującej nas drogi. Jak to w większych miastach bywa...wjechać łatwo, wyjechać trochę gorzej. Jednak z pomocą mieszkańców..trafiamy wreszcie na właściwą trasę.

Między czasie słyszymy "brawo Polska! brawo!" z jednego z przejeżdżających samochodów. Co ciekawe był on na Austriackich tablicach. W każdym razie bardzo miły gest.

Jadąc drogą 83 do miejscowości Papa mijają nas samochody z Austrii, Niemiec, Polski, Rumunii, Wielkiej Brytanii i to na tak krótkim dystansie.

Samochodów wprawdzie sporo jednak widoki rekompensują chwilowe niedogodności:

Węgry © sq3mka


Po dotarciu do Papy...zmęczeni jazdą pod wiatr, robimy kolacyjne zakupy. Na zakończenie wyjeżdżamy jeszcze kilka kilometrów za miasto w poszukiwaniu noclegu. Dzisiaj poszło łatwo, pierwsze podejście i od razu dobre miejsce.

Przy okazji...zapraszam do obejrzenia kabaretu Roberta Górskiego i Marcina Wójcika, którzy świetnie pokazują jak czasami wygląda rozmowa z Węgrami (serio:)):








<= Dzień poprzedni
/ Dzień następny =>

Trójkąt Wyszehradzki 2011 Dzień 10

Środa, 6 lipca 2011 · Komentarze(0)
Czas opuścić Wiedeń i bardzo sympatyczne wujostwo Pawła. Na rowery wsiadamy po 10. Od razu wjeżdżamy na Naddunajską ścieżkę rowerową. Początkowo trochę pobłądziliśmy i trafiliśmy na bodaj 3 kilometrową plażę nudystów. Generalnie plażowicze niezbyt przychylnie na nas spoglądali...ale co poradzić gdybyśmy od razu znaleźli właściwą drogę chętnie byśmy tam nie jechali.

Naddunajska ścieżka rowerowa © sq3mka


Gdy wyjechaliśmy w końcu na właściwą trasę, jechaliśmy przez ogromną stację magazynowania paliwa. Takich zbiorników jak na zdjęciu było tam mnóstwo. Wszędzie pełno, rur, zaworów panów w kaskach i kamer:

Zbiorniki Paliwowe © sq3mka


Jadąc dalej jedziemy wzdłuż najprawdopodobniej zapasowego koryta Dunaju obrośniętego trawą prawie jak na boisku piłkarskim:

Koryto Dunaju © sq3mka


Dunaj jest piękną rzeką, a pływające na nim barki i różne statki turystyczne dopełniają ten obraz:

Zakole Dunaju © sq3mka


Przejeżdżając przez ostatnią Austriacką miejscowość podczas tej wyprawy ostatni raz spoglądam na wyjątkowo duże (w porównaniu z Polskimi) tablice z nazwami miast:

Koniec miejscowości © sq3mka


Jeszcze przed przekroczeniem granicy naszym oczom ukazuje się Bratysława:

Bratysława i Euro Velo 6 © sq3mka


Jeszcze tylko kilka kilometrów i docieramy do samego centrum miasta:

Panorama Dunaju © sq3mka


Zamek Bratysławski © sq3mka


Opera Narodowa © sq3mka


Trolejbus © sq3mka


Centrum Bratysławy © sq3mka


Podczas zakupów w jednym z Bratysławskich sklepów miałem niezbyt przyjemną sytuację. Otóż zadowolony z zakupów płacąc moimi jedynymi 50 euro Pani sprzedawczyni informuje mnie, że nie może przyjąć tego banknotu. Udaje się jeszcze na konsultacje do kierownika ale nic z tego...oddaje mi pieniądze, a moje zakupy zostają na ladzie. Pani tłumaczy mi, że muszę iść do banku spróbować wymienić pieniądze. Tak też zrobiłem...chociaż wybrałem chyba jakiś ekskluzywny bank, ponieważ krążyli po nim sami Panowie i Panie w garniturach. Dziwnie czułem się tam w sandałach i krótkim rękawku i spodenkach...ale po tłumaczeniu co stało się z banknotem dwie Panie pochyliły się nad nim, prześwietliły go w dwóch różnych urządzeniach, zastanowiły się jeszcze chwilę...i...udało się! Mam nowe 50 euro, więc drugie podejście do zakupów przed mną, całe szczęście udane.

Obkupieni trafiamy na jak ją nazwałem Naddunajską autostradę rowerową:

Naddunajska autostrada rowerowa © sq3mka


Tylu rowerzystów i rowerzystek na jednej drodze jeszcze nigdy nie widziałem...jechało się tak jakby zamiast samochodów wszyscy jeździli rowerami.

Późnym popołudniem docieramy do Węgier:

Węgierska granica © sq3mka


Dzisiejszy dzień kończymy kilka kilometrów przed Dunakliti...

Kiedy jeszcze nie rozbiliśmy do końca namiotu obok nas przejechał samochód. Pasażerowi widać byli trochę zdziwieni; tak jak my...jednak przejechali dalej i tyle ich widzieliśmy. Pół godziny później leżąc już w namiocie..mieliśmy wrażenie, że zostaniemy staranowani przez ciągnik wracający z pobliskiego pola...całe szczęście pojechał inną ścieżką...ot taki ciekawy wieczór.



<= Dzień poprzedni
/ Dzień następny =>

Trójkąt Wyszehradzki 2011 Dzień 9

Wtorek, 5 lipca 2011 · Komentarze(0)
Wypoczęci wstajemy dopiero około 10. Po 30 min przyjeżdża Pawła wujostwo. Rozmawiamy, wspólnie jemy pyszne śniadanie. W okolicach południa
wraz z Pawła ciocią jedziemy metrem do centrum Wiednia.

Pierwsze co rzuca się w oczy to olbrzymie bogactwo i nagromadzenie najdroższych sklepów najbardziej znanych marek...:

Centrum Wiednia © sq3mka



Jak widać ceny też bywały ogromne:

Najdroższe pierścionki © sq3mka


Ogród na dachu?! © sq3mka



Po dotarciu przed Hoftburg rozstajemy się z ciocią Pawła i ruszamy na dalszą samotną eksplorację tej pięknej stolicy.

Hoftburg - Wiedeń © sq3mka


Centrum Wiednia © sq3mka




Przed Hoftburgiem © sq3mka


Przechadzając udało się nam także dostrzec policjanta na rowerze. W ogóle ruch rowerowy w Austriackiej stolicy jest świetnie zorganizowany. Przed przejściem przez ścieżkę rowerową każdy się rozgląda i uważa na dwukołowych użytkowników dróg. Jednak nie ulega wątpliwości, że poruszanie się rowerem po Wiedniu jest zdecydowanie bardziej rozpowszechnione niż w Polskich miastach.

Austriacki policjant © sq3mka


Kolejną ciekawostką Wiednia jest spora liczba Arabów...Niespotykana w żadnej innej odwiedzonej przez nas stolicy:

Para w Wiedniu © sq3mka


Powyżej widzimy bardzo luźny ubiór ale w większości można było zauważyć kobiety, u których widać było tylko oczy.

W ścisłym centrum Wiednia porusza się też sporo pięknych bryczek, które dodatkowo budują klimat tych historycznych miejsc:

Bryczka przy stajniach Hiszpańskich © sq3mka


Wiedeń - strażnica © sq3mka


Postanowiliśmy także obejrzeć kilka kościołów, które swoim wystrojem i wręcz mistycznym klimatem zrobiły na nas spore wrażenie:

Wiedeń - kościół © sq3mka


Wnętrze kościoła © sq3mka


Wnętrze kościoła © sq3mka


Wnętrze kościoła © sq3mka


Wnętrze kościoła © sq3mka




Z powrotem do domu wracamy po południu...jemy obiad, dostajemy dostęp do internety...kilka chwil spędzam też przy rowerze przy regulacji przedniej przerzutki.

Czas leci jak błyskawica, nadszedł wieczór, jemy kolację i około 21 ruszamy podziwiać Wiedeń nocą:

Wiedeń nocą © sq3mka


Wiedeń nocą © sq3mka


Wracając z naszego wieczornej przechadzki przechodzimy koło autostrady...nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że biegnie ona pod osiedlem sporych bloków w dodatku na wyspie.

Autostrada w Wiedniu © sq3mka


<= Dzień poprzedni
/ Dzień następny =>

Trójkąt Wyszehradzki 2011 Dzień 8

Poniedziałek, 4 lipca 2011 · Komentarze(0)
Mieliśmy dzisiaj wstać już o 6, jednak widok z namiotu, jak i temperatura skutecznie nas od tego pomysłu odwiodły. Ostatecznie ruszyliśmy dopiero o 10. Już po kilku kilometrach poczuliśmy, że jest jednak trochę lepiej niż wczoraj, a na pewno zdecydowanie mniej wietrznie.

Słoneczniki - Austria © sq3mka


Dzisiejszy dzień potraktowaliśmy bardzo ulgowo, gdyż chcieliśmy dojechać tylko do rogatek Wiednia, czyli około 40 kilometrów, dlatego już po pierwszych 10 zrobiliśmy sobie chyba z 1,5h przerwę śniadaniową. Odrobiliśmy na niej wczorajsze zaległości z kolacji podczas, której cierpieliśmy na niezbyt duży zapas wody i skutki braku odpowiednich zapasów.


...i tak kręcąc powoli już po następnych dwóch kilometrach kolejna przerwa...(sielanka normalnie)


Przerwa i rower wyprawowy © sq3mka



Po południu trafiamy na oznaczenia NadDunajskiej ścieżki rowerowej i to właśnie nią postanawiamy dotrzeć do Wiednia, zaliczając przy okazji trochę terenu.

Nagle po jednym z zakrętów naszym oczom ukazał się potężny, majestatyczny Dunaj.

Dunaj © sq3mka


Jadąc wzdłuż tej pięknej rzeki zatrzymujemy się przy jednej z ławek aby zjeść obiadokolacje delektując się pięknym widokiem.

Dunaj © sq3mka




Kiedy już mieliśmy znalezione miejsce na nocleg...nagle zadzwoniła do Pawła jego ciocia z wspaniałą informacją, że już dzisiaj możemy spać u niej w domu.

Wiedeń i Dunaj © sq3mka


Tama na Dunaju © sq3mka


Uradowani tą informacją pokonujemy jeszcze 19km do samego Wiednia, w którym udaje się nam trafić w umówione miejsce dzięki pomocy przechodniów zarówno po Niemiecku (uczyłem się tego języka przez 6 lat i poza kilkoma słowami i zwrotami nie potrafię za dużo powiedzieć) jak i Angielsku oraz małej pomocy telefonicznej.

Wieczór to istny luksus, muzyka, kąpiel, kolacja, a jutrzejszy dzień zapowiada się niemniej wspaniale.




<= Dzień poprzedni / Dzień następny =>

Trójkąt Wyszehradzki 2011 Dzień 7

Niedziela, 3 lipca 2011 · Komentarze(0)
Dzisiejszy dzień, a zwłaszcza jego początek przygnębiający. Budzimy się o 6. Na dworze strasznie zimno, około 12, aż się wierzyć nie chce, że to trzeci dzień lipca.

Kiedy w końcu się spakowaliśmy podjechaliśmy kawałek do Dacic aby zjeść śniadanie i wydać resztę drobnych koron.

Między czasie mijamy znak z ciekawym podpisem który brzmi jak: "zaczątek chamskiego nasypu", przynajmniej dla mnie zawsze gdy to przeczytałem znaczyło to właśnie tyle:

Chamski posyp?! © sq3mka


Korzystając z okazji chciał bym potwierdzić, że Czechy są świetne dla rowerzystów...wspaniałe drogi, góry, świetne oznaczenia oraz jazda kierowców...po prostu wzorcowa; zachowanie bezpiecznej odległości przy wyprzedzaniu rowerzysty to tam standard.

Więc wszystkim którzy się wahają z czystym sumieniem mogę polecić Czechy na rowerowy wypoczynek...

Po około 1,5h docieramy do Austrii:

Przejście graniczne CZ - A © sq3mka


Austriacka informacja drogowa © sq3mka


Jako, że nie mieliśmy dzisiaj specjalnej ochoty na kombinowanie i szukanie drogi, wybieramy najprostszy wariant drogą krajową. Jak pozornie mogło by się wydawać nie było by to najgorsze rozwiązanie ze względu na niewielki ruch, tym bardziej, że była niedziela, więc tiry przejeżdżały bardzo rzadko.


Na nasze szczęście gdy docieramy do Waidhofen an der Thaya dostajemy silny wiatr w plecy, który bardzo nam pomaga.

Panorama Austrii © sq3mka


Po dojechaniu miejscowości Horn, mamy wrażenie, że ludzi gdzieś wchłonęło...wszędzie pełno marketów i wszystkie zamknięte na cztery spusty ale w końcu to niedziela, co w Austrii oznacza prawie całkowity zakaz handlu, poza stacjami benzynowymi, które de facto najczęściej są automatyczne oraz McDonaldami. W tym ostatnim udaje nam nabrać trochę wody do ugotowania kolacji. Co ciekawe sklepów 24h też w Austrii raczej nie uświadczymy...

Na uwagę dzisiejszego dnia zasługuje chyba najdłuższy zjazd mojego życia...jak widać z profilu miał około 20km plus wiatr w plecy równa się jakieś 40 min bez pedałowania - chyba, że ktoś lubi...

Zimno, pochmurno, wietrznie © sq3mka


...i tak po niespełna 106km rozbijamy się przy drodze krajowej i bliskim sąsiedztwie jakieś firmy, w której całą noc działał jakiś silnik...ale najważniejsze, że byliśmy dobrze schowani, bo jak wielu uświadczyło i jak sami słyszeliśmy Austryjacka mentalność wobec śpiących nie dziko nie jest zbyt przyjazna.



<= Dzień poprzedni
/ Dzień następny =>

Trójkąt Wyszehradzki 2011 Dzień 6

Sobota, 2 lipca 2011 · Komentarze(3)
Przed snem nasze oczy cieszył wspaniały widok świetlików latających w pobliżu namiotu; niesamowite są te małe robaczki, tak cudownie upiększające szarość.

Po kolejnej zimnej nocy budzimy się dopiero o 9 a wjeżdżamy o 11.
Nie zdążyliśmy przejechać nawet kilometra, a już się rozpadało:

Deszczowe Czechy © sq3mka


...i tak w deszczu pokonujemy pierwsze 20 km dzisiejszego dnia. Podczas pierwszej przerwy, gdy deszcz powoli ustawał spotkaliśmy Czeskiego sakwiarza...dołączył on do nas podczas śniadania, jednak nie był specjalnie rozmowny.

Podobnie jak wczoraj, dzisiaj również koło południa chmury ustępują słońcu i błękitowi nieba:

Rozpogodzenie © sq3mka



Doszliśmy do wniosku, że prawie każdy Czech albo jeździ Skodą, albo rowerem albo motorem...chociaż najczęściej mijani jesteśmy przez Skody z rowerami na dachu.

Powiem wam, że widząc Pana w kapeluszu przed każdym przejściem za każdym razem uśmiechałem się do siebie...

- ten kapelusz ma coś w sobie :)

Przejście dla pieszych © sq3mka


Na przemian pokonując podjazdy i delektując się zjazdami docieramy do miejscowości Telc w której znajduje się zabytkowe centrum:

Telc - zabytkowe centrum © sq3mka


Ostatnie kilometry to tradycyjne poszukiwanie miejsca na nocleg...padło na las w bliskim sąsiedztwie miasteczka Dacice:

Dacice - kamping © sq3mka


Podczas naszej kolacji zaczyna kropić, więc w tempie ekspresowym i tak już właściwie o ciemku (skończyliśmy jazdę dopiero o 21) pakujemy wszystko do namiotu. Co by nie było nudno wokół namiotu latają świetliki a mieszkańcy Dacic chyba świetnie się bawią podczas jakieś lokalnej imprezy...

-fajerwerki?
-były
-muzyka?
-była
-syreny alarmowe?
-były
-Musiała być całkiem spora ta impreza...

Rekordowy dzień przewyższeń czas zakończyć, teraz pora spać.



<= Dzień poprzedni \ Dzień następny =>

Trójkąt Wyszehradzki 2011 Dzień 5

Piątek, 1 lipca 2011 · Komentarze(0)
Ze względu na to, że spaliśmy przy drodze rowerowej, dzisiaj wczesna pobudka o 6. Rano strasznie zimno; aż widać było parę z ust. Zanim się ostatecznie ruszyliśmy i spakowaliśmy wszystko, zeszło nam 1,5h.

Początek dzisiejszego dnia nie napawał optymizmem ponieważ, już po jakiś 600m Paweł łapie gumę - dopiero co założył bagaż już trzeba było go ściągać i łatać. Na łatanie i spakowanie wszystkiego z powrotem tracimy następne 1,5h.

Kolejne kilometry całe szczęście już spokojnie, i około 10 wjeżdżamy do PRAGI!

Praga © sq3mka


Już na samych przedmieściach znajdujemy sklep rowerowy.

- uff opona kupiona.
- Pozostaje mieć nadzieję, że teraz już wszystko będzie dobrze...

Pokonując rozległe obrzeża Pragi zatrzymujemy się w jednym z parków na zmianę opony; stara uroczyście kończy swój żywot w Praskim śmietniku.

Praga - skrzyżowanie © sq3mka

Następnie kręcimy się po zatłoczonych ulicach centrum. Jedziemy wzdłuż Wełtawy...

Wełtawa i Hradczany © sq3mka


Hradczany - tu zatrzymał się czas © sq3mka




...a następnie odwiedzamy zabytkowe Hradczany, czyli tzw królewską dzielnicę, do której wejść strzegą gwardziści:

Gwardzista na Hradczanach © sq3mka


Zwiedzanie z rowerami jest trochę utrudnione ale udało mnie się wejść do pięknej katedry św. Wita:

Katedra św. Wita - Praga © sq3mka


Witraż w katedrze św. Wita © sq3mka


Przed opuszczeniem królewskiej dzielnicy trafiamy jeszcze na wspaniały punkt widokowy, z którego można podziwiać całą piękną Pragę:

Panorama Pragi © sq3mka


Nasze rumaki i Praga w tle © sq3mka



Trafiamy nawet na bardzo ciekawą reklamę:

Weekoffreedom w Pradze © sq3mka


Powoli czas opuszczać Pragę ale że nie mieliśmy dokładnego planu miasta nie było to takie łatwe. O drogę pytaliśmy nawet strażników miejskich, na szczęście z pomocą przyszedł nam Pan z pewnej terenówki...


Całkiem przypadkiem do niego podjechałem, a okazało się, że jedzie on właśnie do Polski. Chciał nas nawet podrzucić, jednak grzecznie podziękowaliśmy i zbombardowaliśmy go pytaniami o drogę. Sam dokładnie nie wiedział jak najlepiej jechać, ponieważ droga faktycznie nie była za prosta...lecz Pan miał na to radę, dzięki, której wskoczył na miejsce numer jeden listy zaskoczeń podczas pytania o drogę. Otóż to owy Pan wysiadł z samochodu, otworzył bagażnik z którego wyciągnął 15 calowy tablet, włączył dokładną mapę, pozycjonowanie GPS i trasa od razu była możliwa do pokonania.

Całe szczęście, że spotkaliśmy tego jegomościa, bo nie wiem jak długo jeszcze błądzilibyśmy po olbrzymich przedmieściach Pragi.


Nasze zadowolenie z znalezienia właściwej drogi nie trwało długo...

...Paweł znowu złapał laczka.

Nasze morale gwałtownie spadło...całe szczęście wyglądało na to, że Paweł wkładając dętkę skręcił ją i pod wpływem wyższego ciśnienia po prostu pękła sama z siebie...

Ostatnie kilometry pokonujemy już w słonecznej pogodzie zwiastującej piękny następny dzień.

Czeskie drogi © sq3mka


Rozbijamy się dopiero o 21 kilka kilometrów za Benesov-em, w którym zrobiliśmy kolacyjne zakupy.



<= Dzień poprzedni / Dzień następny =>