Wpisy archiwalne w kategorii

Kelly's

Dystans całkowity:18680.00 km (w terenie 2159.00 km; 11.56%)
Czas w ruchu:1064:00
Średnia prędkość:17.28 km/h
Maksymalna prędkość:64.00 km/h
Suma podjazdów:60682 m
Liczba aktywności:465
Średnio na aktywność:40.17 km i 2h 19m
Więcej statystyk

Trójkąt Wyszehradzki 2011 Dzień 15

Poniedziałek, 11 lipca 2011 · Komentarze(0)
Zmęczeni po wczorajszym dniu, pełni obaw przed wjazdem na Słowację śpimy do 9.

Przed zwinięciem namiotu miła nas starsza para w Ładzie. Gdy jechali w jedną stronę mimo, że przejeżdżali obok naszego namiotu, nawet ich nie zauważyłem. Pamiętam jak wielkie było moje zdziwienie, jak Paweł oznajmił mi ten fakt. Po około 30 min jechali w drugą stronę. Starszy Pan spojrzał na mnie, na namiot, uśmiechnął się i machnął nam ręką na przywitanie; mamy szczęście do spotykanych ludzi.

Po standardowym pakowaniu ruszamy...na samym początku podjazd, a następnie zjazd prawie do samej Słowackiej granicy.

Granica Słowacka © sq3mka


Aby odpocząć od natłoku samochodów zjeżdżamy z głównej drogi jadąc piękną doliną przez Velke Turovce i Rykyncice.

Kościół w Słowackiej dolinie © sq3mka


Już od samego początku zauważamy, że drogi na Słowacji są zdecydowanie gorsze niż Czeskie. Czasami miałem wrażenie, że są nawet gorsze niż Polskie, jednak te widoki, rekompensują trudności. Ostatnie kilometry jazdy boczną drogą upływają pod znakiem sporego, stromego podjazdu...

Koniec podjazdu © sq3mka


Panorama Słowacji © sq3mka


Dalszą część dzisiejszej trasy pokonujemy drogą numer 66. Mimo, że dosyć ruchliwa, to z dobrym asfaltem, wyważonymi podjazdami i oczywiście pięknymi widokami. Zobaczcie sami:

Droga 66 © sq3mka


Droga 66 © sq3mka


Pociąg z drewnem © sq3mka


Na zakończenie, zakupy w Zvolen, następnie jeszcze kilka kilometrów za miasto i rozbijamy się niedaleko lotniska wojskowego. Generalnie w nocy gdy wyszedłem z namiotu to widziałem latarnie pasa startowego. Mimo to, uważam, że byliśmy schowani całkiem dobrze i jedynie radary mogły nas namierzyć...

...oczywiście nie można tu jeszcze zapominać jaki widok towarzyszył nam przy kolacji.

Podczas zachodu słońca © sq3mka







<= Dzień poprzedni
/ Dzień następny =>

Trójkąt Wyszehradzki 2011 Dzień 14

Niedziela, 10 lipca 2011 · Komentarze(0)
Wstajemy o 7. Słońce od samego początku mocna nas przygrzewa, tym bardziej, że nie jesteśmy niczym osłonięci. Lubię jak jest gorąco ale czasami po prostu w takim słońcu poleżało by się na leżaku..zamiast pakowania ekwipunku.


Po ponad godzinnej krzątaninie ruszamy i praktycznie momentalnie wjeżdżamy na przedmieścia Budapesztu. Wjazd do centrum miasta nie jest specjalnie łatwy, jeżeli nie chce się jechać autostradą. Jednak nam jakimś szczęśliwym trafem udaje się dotrzeć nad Dunaj bez zbędnego błądzenia...

Most w Budapeszcie © sq3mka


Podziwiając zabudowania przy brzegach Dunaju podchodzi do nas Polak najprawdopodobniej mieszkający w Budapeszcie. Chwilę rozmawiamy. Mówimy o naszej trasie, o planach na następne dni. Przy okazji dowiadujemy się jak najlepiej dotrzeć do najciekawszych miejsc madziarskiej stolicy.

Centrum Budapesztu © sq3mka


Po krótkich konsultacjach postanawiamy wjechać na 130m górę Gellerta z której roztacza się wspaniały widok na miasto.

Rower na górze Gellerta © sq3mka


Krzyż na górze Gellerta © sq3mka


Dunaj i Budapeszt © sq3mka


Panorama Budapesztu © sq3mka


Podczas zjeżdżania z góry obręcze mocno się zgrzały, a klocki starły, ponieważ jest tam bardzo stromo, a nie mogliśmy odpuścić sobie takiego zjazdu.
U podnóża góry czekała kolejna bardzo piękna budowla wykuta w skale.

Podnóże góry Gellerta © sq3mka


Kontynuując zwiedzanie miasta jedziemy dalej wzdłuż rzeki, nagle zdziwieni, że ścieżka i tory tramwajowe są odgrodzone taśmą zauważamy, że około 500m odcinek torowiska i drogi wzdłuż Dunaju został wygospodarowany na plan filmowy...

- Ciekawe czy były na nim jakieś Węgierskie gwiazdy?!
- Kto wie...całkiem możliwe.

Plan filmowy w Budapeszcie © sq3mka


Jednak naszą uwagę szybko przykuwa coś znacznie ciekawszego, a mianowicie symbol Budapesztu wybudowany w 1904 roku budynek parlamentu.

Budynek Parlamentu © sq3mka


Budynek parlamentu © sq3mka


Wejście do parlamentu © sq3mka




Równie łatwo jak wjechać do Budapesztu udało nam się wyjechać. Jedziemy w kierunku granicy Węgiersko - Słowackiej drogą numer 2 mijając Dunakeszi i Vac.

Most nad Dunajem © sq3mka


Kolejne kilometry to dość spory podjazd, krótki zjazd i znowu podjazd...za to widok rekompensuje wysiłek.



Panorama Dunaju © sq3mka


Pokonując kolejny podjazd kilka kilometrów za miejscowością Retsag znajdujemy dogodne miejsce na nocleg.



Podczas gotowania podjechali do nas motocrossowcy...jeden z nich próbował się z nami porozumieć jednak nieskutecznie. Z tego co się zorientowaliśmy tłumaczył nam coś o trudności ścieżek w lesie. Swoją drogą ciekawe co o nas pomyśleli, bo rowery mieliśmy już schowane i siedzieliśmy tylko wśród kilku sakw i palnika. Całe szczęście trafiamy na samych uprzejmych ludzi, którzy nie mają nic przeciwko naszemu nocowaniu.



<= Dzień poprzedni / Dzień następny =>

Trójkąt Wyszehradzki 2011 Dzień 13

Sobota, 9 lipca 2011 · Komentarze(0)
Przed 8 mieliśmy opuścić pole namiotowe tak więc budzimy się już o 6:30.

Nasz nocleg nad Balatonem © sq3mka


Balaton o poranku © sq3mka



Zaraz po opuszczeniu naszego miejsca noclegowego robimy śniadaniowe zakupy, jemy co mamy i ruszamy dalej szlakiem wzdłuż Balatonu. Jak widać na fotografii, niektóre nazwy miejscowości są bardzo pokrętne.

Szlak rowerowy wzdłuż Balatonu © sq3mka


Upał się nasila, a my mijamy kolejne miejscowości. Między czasie trafiamy na punkt widokowy z chyba najpiękniejszym krajobrazem jaki w życiu widziałem.
Coś wspaniałego. Fotografia niestety nie oddaje w pełni tego uczucia, kiedy tam staliśmy i patrzyliśmy...upał, delikatny wiaterek i ten kolor wody.

Panorama Balatonu © sq3mka


Łódki na Balatonie © sq3mka


Zapatrzeni w Balaton zajechaliśmy trochę za daleko i musieliśmy lekko skorygować trasę...dalej jedziemy drogą nr 7. Upał dosyć mocno daje się we znaki. Jest ponad 40 stopni. Na nasze szczęście jest piątek i większość samochodów jedzie w przeciwnym kierunku nad Balaton.

Między czasie spotkaliśmy też na drodze taką oto jaszczurkę, która była nieświadoma zagrożenia.

Jaszczurka © sq3mka


Po dotarciu do Szekesfehervaru robimy zakupy na kolację, chwila przerwy i ruszamy dalej, jadąc wzdłuż jeziora Velencei-to, w którym przy okazji Paweł zażywa kąpieli.

Ostatni etap dzisiejszej trasy to dalszy ciąg jazdy drogą nr 7, którą ze względu na brak miejsca noclegowego docieramy do samych granic Budapesztu. Jako, że zrobiła się już 20 mieliśmy małe obawy co robić dalej. Na szczęście pojechaliśmy przejechać się po jednym z osiedli domków jednorodzinnych za którym znaleźliśmy odpowiednią polankę.

Nasze bagaże © sq3mka


Wiem, że wygląda to na totalny chaos, ale mimo wszystko udało nam się nic nie zgubić, więc musiała być w tym jakaś metoda...



<= Dzień poprzedni / Dzień następny =>

Trójkąt Wyszehradzki 2011 Dzień 11

Czwartek, 7 lipca 2011 · Komentarze(0)
Pierwszy dzień na Węgrzech i od razu zaczynają się upały. Miła odmiana dla zeszłotygodniowych mrozów (12 stopni).

Podczas pierwszych 18 kilometrów spotykamy sakwiarską parę z Holandii i Niemiec. Jadąc dalej mijamy się jeszcze kilkukrotnie, gdyż poruszaliśmy się szlakiem rowerowym euro velo 6, którym docieramy do Gyor. Miasto naprawdę piękne zwłaszcza centrum. Wszystkie budynki zadbane, kolorowe...zresztą zobaczcie sami:

Gyor ratusz © sq3mka


Uliczki w Gyor © sq3mka


Centrum Gyor © sq3mka


Po wyjechaniu z ścisłego centrum...rozpoczynamy szukanie interesującej nas drogi. Jak to w większych miastach bywa...wjechać łatwo, wyjechać trochę gorzej. Jednak z pomocą mieszkańców..trafiamy wreszcie na właściwą trasę.

Między czasie słyszymy "brawo Polska! brawo!" z jednego z przejeżdżających samochodów. Co ciekawe był on na Austriackich tablicach. W każdym razie bardzo miły gest.

Jadąc drogą 83 do miejscowości Papa mijają nas samochody z Austrii, Niemiec, Polski, Rumunii, Wielkiej Brytanii i to na tak krótkim dystansie.

Samochodów wprawdzie sporo jednak widoki rekompensują chwilowe niedogodności:

Węgry © sq3mka


Po dotarciu do Papy...zmęczeni jazdą pod wiatr, robimy kolacyjne zakupy. Na zakończenie wyjeżdżamy jeszcze kilka kilometrów za miasto w poszukiwaniu noclegu. Dzisiaj poszło łatwo, pierwsze podejście i od razu dobre miejsce.

Przy okazji...zapraszam do obejrzenia kabaretu Roberta Górskiego i Marcina Wójcika, którzy świetnie pokazują jak czasami wygląda rozmowa z Węgrami (serio:)):








<= Dzień poprzedni
/ Dzień następny =>

Trójkąt Wyszehradzki 2011 Dzień 10

Środa, 6 lipca 2011 · Komentarze(0)
Czas opuścić Wiedeń i bardzo sympatyczne wujostwo Pawła. Na rowery wsiadamy po 10. Od razu wjeżdżamy na Naddunajską ścieżkę rowerową. Początkowo trochę pobłądziliśmy i trafiliśmy na bodaj 3 kilometrową plażę nudystów. Generalnie plażowicze niezbyt przychylnie na nas spoglądali...ale co poradzić gdybyśmy od razu znaleźli właściwą drogę chętnie byśmy tam nie jechali.

Naddunajska ścieżka rowerowa © sq3mka


Gdy wyjechaliśmy w końcu na właściwą trasę, jechaliśmy przez ogromną stację magazynowania paliwa. Takich zbiorników jak na zdjęciu było tam mnóstwo. Wszędzie pełno, rur, zaworów panów w kaskach i kamer:

Zbiorniki Paliwowe © sq3mka


Jadąc dalej jedziemy wzdłuż najprawdopodobniej zapasowego koryta Dunaju obrośniętego trawą prawie jak na boisku piłkarskim:

Koryto Dunaju © sq3mka


Dunaj jest piękną rzeką, a pływające na nim barki i różne statki turystyczne dopełniają ten obraz:

Zakole Dunaju © sq3mka


Przejeżdżając przez ostatnią Austriacką miejscowość podczas tej wyprawy ostatni raz spoglądam na wyjątkowo duże (w porównaniu z Polskimi) tablice z nazwami miast:

Koniec miejscowości © sq3mka


Jeszcze przed przekroczeniem granicy naszym oczom ukazuje się Bratysława:

Bratysława i Euro Velo 6 © sq3mka


Jeszcze tylko kilka kilometrów i docieramy do samego centrum miasta:

Panorama Dunaju © sq3mka


Zamek Bratysławski © sq3mka


Opera Narodowa © sq3mka


Trolejbus © sq3mka


Centrum Bratysławy © sq3mka


Podczas zakupów w jednym z Bratysławskich sklepów miałem niezbyt przyjemną sytuację. Otóż zadowolony z zakupów płacąc moimi jedynymi 50 euro Pani sprzedawczyni informuje mnie, że nie może przyjąć tego banknotu. Udaje się jeszcze na konsultacje do kierownika ale nic z tego...oddaje mi pieniądze, a moje zakupy zostają na ladzie. Pani tłumaczy mi, że muszę iść do banku spróbować wymienić pieniądze. Tak też zrobiłem...chociaż wybrałem chyba jakiś ekskluzywny bank, ponieważ krążyli po nim sami Panowie i Panie w garniturach. Dziwnie czułem się tam w sandałach i krótkim rękawku i spodenkach...ale po tłumaczeniu co stało się z banknotem dwie Panie pochyliły się nad nim, prześwietliły go w dwóch różnych urządzeniach, zastanowiły się jeszcze chwilę...i...udało się! Mam nowe 50 euro, więc drugie podejście do zakupów przed mną, całe szczęście udane.

Obkupieni trafiamy na jak ją nazwałem Naddunajską autostradę rowerową:

Naddunajska autostrada rowerowa © sq3mka


Tylu rowerzystów i rowerzystek na jednej drodze jeszcze nigdy nie widziałem...jechało się tak jakby zamiast samochodów wszyscy jeździli rowerami.

Późnym popołudniem docieramy do Węgier:

Węgierska granica © sq3mka


Dzisiejszy dzień kończymy kilka kilometrów przed Dunakliti...

Kiedy jeszcze nie rozbiliśmy do końca namiotu obok nas przejechał samochód. Pasażerowi widać byli trochę zdziwieni; tak jak my...jednak przejechali dalej i tyle ich widzieliśmy. Pół godziny później leżąc już w namiocie..mieliśmy wrażenie, że zostaniemy staranowani przez ciągnik wracający z pobliskiego pola...całe szczęście pojechał inną ścieżką...ot taki ciekawy wieczór.



<= Dzień poprzedni
/ Dzień następny =>

Trójkąt Wyszehradzki 2011 Dzień 8

Poniedziałek, 4 lipca 2011 · Komentarze(0)
Mieliśmy dzisiaj wstać już o 6, jednak widok z namiotu, jak i temperatura skutecznie nas od tego pomysłu odwiodły. Ostatecznie ruszyliśmy dopiero o 10. Już po kilku kilometrach poczuliśmy, że jest jednak trochę lepiej niż wczoraj, a na pewno zdecydowanie mniej wietrznie.

Słoneczniki - Austria © sq3mka


Dzisiejszy dzień potraktowaliśmy bardzo ulgowo, gdyż chcieliśmy dojechać tylko do rogatek Wiednia, czyli około 40 kilometrów, dlatego już po pierwszych 10 zrobiliśmy sobie chyba z 1,5h przerwę śniadaniową. Odrobiliśmy na niej wczorajsze zaległości z kolacji podczas, której cierpieliśmy na niezbyt duży zapas wody i skutki braku odpowiednich zapasów.


...i tak kręcąc powoli już po następnych dwóch kilometrach kolejna przerwa...(sielanka normalnie)


Przerwa i rower wyprawowy © sq3mka



Po południu trafiamy na oznaczenia NadDunajskiej ścieżki rowerowej i to właśnie nią postanawiamy dotrzeć do Wiednia, zaliczając przy okazji trochę terenu.

Nagle po jednym z zakrętów naszym oczom ukazał się potężny, majestatyczny Dunaj.

Dunaj © sq3mka


Jadąc wzdłuż tej pięknej rzeki zatrzymujemy się przy jednej z ławek aby zjeść obiadokolacje delektując się pięknym widokiem.

Dunaj © sq3mka




Kiedy już mieliśmy znalezione miejsce na nocleg...nagle zadzwoniła do Pawła jego ciocia z wspaniałą informacją, że już dzisiaj możemy spać u niej w domu.

Wiedeń i Dunaj © sq3mka


Tama na Dunaju © sq3mka


Uradowani tą informacją pokonujemy jeszcze 19km do samego Wiednia, w którym udaje się nam trafić w umówione miejsce dzięki pomocy przechodniów zarówno po Niemiecku (uczyłem się tego języka przez 6 lat i poza kilkoma słowami i zwrotami nie potrafię za dużo powiedzieć) jak i Angielsku oraz małej pomocy telefonicznej.

Wieczór to istny luksus, muzyka, kąpiel, kolacja, a jutrzejszy dzień zapowiada się niemniej wspaniale.




<= Dzień poprzedni / Dzień następny =>

Trójkąt Wyszehradzki 2011 Dzień 7

Niedziela, 3 lipca 2011 · Komentarze(0)
Dzisiejszy dzień, a zwłaszcza jego początek przygnębiający. Budzimy się o 6. Na dworze strasznie zimno, około 12, aż się wierzyć nie chce, że to trzeci dzień lipca.

Kiedy w końcu się spakowaliśmy podjechaliśmy kawałek do Dacic aby zjeść śniadanie i wydać resztę drobnych koron.

Między czasie mijamy znak z ciekawym podpisem który brzmi jak: "zaczątek chamskiego nasypu", przynajmniej dla mnie zawsze gdy to przeczytałem znaczyło to właśnie tyle:

Chamski posyp?! © sq3mka


Korzystając z okazji chciał bym potwierdzić, że Czechy są świetne dla rowerzystów...wspaniałe drogi, góry, świetne oznaczenia oraz jazda kierowców...po prostu wzorcowa; zachowanie bezpiecznej odległości przy wyprzedzaniu rowerzysty to tam standard.

Więc wszystkim którzy się wahają z czystym sumieniem mogę polecić Czechy na rowerowy wypoczynek...

Po około 1,5h docieramy do Austrii:

Przejście graniczne CZ - A © sq3mka


Austriacka informacja drogowa © sq3mka


Jako, że nie mieliśmy dzisiaj specjalnej ochoty na kombinowanie i szukanie drogi, wybieramy najprostszy wariant drogą krajową. Jak pozornie mogło by się wydawać nie było by to najgorsze rozwiązanie ze względu na niewielki ruch, tym bardziej, że była niedziela, więc tiry przejeżdżały bardzo rzadko.


Na nasze szczęście gdy docieramy do Waidhofen an der Thaya dostajemy silny wiatr w plecy, który bardzo nam pomaga.

Panorama Austrii © sq3mka


Po dojechaniu miejscowości Horn, mamy wrażenie, że ludzi gdzieś wchłonęło...wszędzie pełno marketów i wszystkie zamknięte na cztery spusty ale w końcu to niedziela, co w Austrii oznacza prawie całkowity zakaz handlu, poza stacjami benzynowymi, które de facto najczęściej są automatyczne oraz McDonaldami. W tym ostatnim udaje nam nabrać trochę wody do ugotowania kolacji. Co ciekawe sklepów 24h też w Austrii raczej nie uświadczymy...

Na uwagę dzisiejszego dnia zasługuje chyba najdłuższy zjazd mojego życia...jak widać z profilu miał około 20km plus wiatr w plecy równa się jakieś 40 min bez pedałowania - chyba, że ktoś lubi...

Zimno, pochmurno, wietrznie © sq3mka


...i tak po niespełna 106km rozbijamy się przy drodze krajowej i bliskim sąsiedztwie jakieś firmy, w której całą noc działał jakiś silnik...ale najważniejsze, że byliśmy dobrze schowani, bo jak wielu uświadczyło i jak sami słyszeliśmy Austryjacka mentalność wobec śpiących nie dziko nie jest zbyt przyjazna.



<= Dzień poprzedni
/ Dzień następny =>

Trójkąt Wyszehradzki 2011 Dzień 6

Sobota, 2 lipca 2011 · Komentarze(3)
Przed snem nasze oczy cieszył wspaniały widok świetlików latających w pobliżu namiotu; niesamowite są te małe robaczki, tak cudownie upiększające szarość.

Po kolejnej zimnej nocy budzimy się dopiero o 9 a wjeżdżamy o 11.
Nie zdążyliśmy przejechać nawet kilometra, a już się rozpadało:

Deszczowe Czechy © sq3mka


...i tak w deszczu pokonujemy pierwsze 20 km dzisiejszego dnia. Podczas pierwszej przerwy, gdy deszcz powoli ustawał spotkaliśmy Czeskiego sakwiarza...dołączył on do nas podczas śniadania, jednak nie był specjalnie rozmowny.

Podobnie jak wczoraj, dzisiaj również koło południa chmury ustępują słońcu i błękitowi nieba:

Rozpogodzenie © sq3mka



Doszliśmy do wniosku, że prawie każdy Czech albo jeździ Skodą, albo rowerem albo motorem...chociaż najczęściej mijani jesteśmy przez Skody z rowerami na dachu.

Powiem wam, że widząc Pana w kapeluszu przed każdym przejściem za każdym razem uśmiechałem się do siebie...

- ten kapelusz ma coś w sobie :)

Przejście dla pieszych © sq3mka


Na przemian pokonując podjazdy i delektując się zjazdami docieramy do miejscowości Telc w której znajduje się zabytkowe centrum:

Telc - zabytkowe centrum © sq3mka


Ostatnie kilometry to tradycyjne poszukiwanie miejsca na nocleg...padło na las w bliskim sąsiedztwie miasteczka Dacice:

Dacice - kamping © sq3mka


Podczas naszej kolacji zaczyna kropić, więc w tempie ekspresowym i tak już właściwie o ciemku (skończyliśmy jazdę dopiero o 21) pakujemy wszystko do namiotu. Co by nie było nudno wokół namiotu latają świetliki a mieszkańcy Dacic chyba świetnie się bawią podczas jakieś lokalnej imprezy...

-fajerwerki?
-były
-muzyka?
-była
-syreny alarmowe?
-były
-Musiała być całkiem spora ta impreza...

Rekordowy dzień przewyższeń czas zakończyć, teraz pora spać.



<= Dzień poprzedni \ Dzień następny =>

Trójkąt Wyszehradzki 2011 Dzień 5

Piątek, 1 lipca 2011 · Komentarze(0)
Ze względu na to, że spaliśmy przy drodze rowerowej, dzisiaj wczesna pobudka o 6. Rano strasznie zimno; aż widać było parę z ust. Zanim się ostatecznie ruszyliśmy i spakowaliśmy wszystko, zeszło nam 1,5h.

Początek dzisiejszego dnia nie napawał optymizmem ponieważ, już po jakiś 600m Paweł łapie gumę - dopiero co założył bagaż już trzeba było go ściągać i łatać. Na łatanie i spakowanie wszystkiego z powrotem tracimy następne 1,5h.

Kolejne kilometry całe szczęście już spokojnie, i około 10 wjeżdżamy do PRAGI!

Praga © sq3mka


Już na samych przedmieściach znajdujemy sklep rowerowy.

- uff opona kupiona.
- Pozostaje mieć nadzieję, że teraz już wszystko będzie dobrze...

Pokonując rozległe obrzeża Pragi zatrzymujemy się w jednym z parków na zmianę opony; stara uroczyście kończy swój żywot w Praskim śmietniku.

Praga - skrzyżowanie © sq3mka

Następnie kręcimy się po zatłoczonych ulicach centrum. Jedziemy wzdłuż Wełtawy...

Wełtawa i Hradczany © sq3mka


Hradczany - tu zatrzymał się czas © sq3mka




...a następnie odwiedzamy zabytkowe Hradczany, czyli tzw królewską dzielnicę, do której wejść strzegą gwardziści:

Gwardzista na Hradczanach © sq3mka


Zwiedzanie z rowerami jest trochę utrudnione ale udało mnie się wejść do pięknej katedry św. Wita:

Katedra św. Wita - Praga © sq3mka


Witraż w katedrze św. Wita © sq3mka


Przed opuszczeniem królewskiej dzielnicy trafiamy jeszcze na wspaniały punkt widokowy, z którego można podziwiać całą piękną Pragę:

Panorama Pragi © sq3mka


Nasze rumaki i Praga w tle © sq3mka



Trafiamy nawet na bardzo ciekawą reklamę:

Weekoffreedom w Pradze © sq3mka


Powoli czas opuszczać Pragę ale że nie mieliśmy dokładnego planu miasta nie było to takie łatwe. O drogę pytaliśmy nawet strażników miejskich, na szczęście z pomocą przyszedł nam Pan z pewnej terenówki...


Całkiem przypadkiem do niego podjechałem, a okazało się, że jedzie on właśnie do Polski. Chciał nas nawet podrzucić, jednak grzecznie podziękowaliśmy i zbombardowaliśmy go pytaniami o drogę. Sam dokładnie nie wiedział jak najlepiej jechać, ponieważ droga faktycznie nie była za prosta...lecz Pan miał na to radę, dzięki, której wskoczył na miejsce numer jeden listy zaskoczeń podczas pytania o drogę. Otóż to owy Pan wysiadł z samochodu, otworzył bagażnik z którego wyciągnął 15 calowy tablet, włączył dokładną mapę, pozycjonowanie GPS i trasa od razu była możliwa do pokonania.

Całe szczęście, że spotkaliśmy tego jegomościa, bo nie wiem jak długo jeszcze błądzilibyśmy po olbrzymich przedmieściach Pragi.


Nasze zadowolenie z znalezienia właściwej drogi nie trwało długo...

...Paweł znowu złapał laczka.

Nasze morale gwałtownie spadło...całe szczęście wyglądało na to, że Paweł wkładając dętkę skręcił ją i pod wpływem wyższego ciśnienia po prostu pękła sama z siebie...

Ostatnie kilometry pokonujemy już w słonecznej pogodzie zwiastującej piękny następny dzień.

Czeskie drogi © sq3mka


Rozbijamy się dopiero o 21 kilka kilometrów za Benesov-em, w którym zrobiliśmy kolacyjne zakupy.



<= Dzień poprzedni / Dzień następny =>

Trójkąt Wyszehradzki 2011 Dzień 4

Czwartek, 30 czerwca 2011 · Komentarze(0)
W nocy zrobiło się zimno, wiało, a o poranku naszym oczom ukazał się taki widok:

Namiot o poranku © sq3mka


Po trzech dniach ciepła taka zmiana była dla nas małym szokiem, wstawać się nie chciało, wygrzebaliśmy się dopiero o 10:30. Po kilku kilometrach docieramy do bardzo zaniedbanej miejscowości Straz Pod Ralskiem, znajdującej się w bliskim sąsiedztwie fabryki uranu. Takie zestawienie plus pogoda dawało raczej przygnębiający obraz.

Jechać trzeba, więc i o drogę trzeba się jakoś dowiedzieć. Na nasze szczęście Czeski jest dosyć podobny do Polskiego, więc wystarczy się wsłuchać i prawie wszystko idzie zrozumieć.

Co mnie zaskoczyło w tamtym regionie to spora ilość elektrowni słonecznych, właściwie chyba pierwszy raz w życiu widziałem coś takiego:

Elektrownia słoneczna w Czechach © sq3mka


...i tak upływają kolejne kilometry, pogoda się poprawia, a jazda Czeskimi asfaltami to prawdziwa przyjemność:

Czeska panorama © sq3mka

Piękne widoki w Chechach © sq3mka



Nigdy nie może być za dobrze, więc jak już poprawiła się pogoda to z kolei Paweł złapał kolejnego laczka. Opona jest w opłakanym stanie.

- Musimy znaleźć jakiś sklep rowerowy, najlepiej jeszcze dzisiaj.
- Stara Boleslava, może tam...

Tak więc najkrótszą drogą, do najbliższej większej miejscowości. Późnym popołudniem znowu się chmurzy, wygląda na to, że będzie burza.

Zbliża się burza? © sq3mka


Między czasie jadąc przez środek lasu nagle słyszymy "Cześć Wam!!!" od dziewczyny łapiącej chyba stopa...od razu lepiej się jedzie, a problem opony odchodzi jakby na bok.

Niestety w Stara Boleslava, nie ma sklepu rowerowego. Za to rozmawialiśmy z sympatycznym Panem, pracownikiem serwisu motorowego, chyba yamahy, który interesuje się żużlem. Mówił coś, że jeździł do Bydgoszczy na jakieś wyścigi.

Paweł wpadł na pomysł kupienia opony w tesco, jednak jedna jedyna która była, okazała się nie mieć kodu kreskowego, a w rezultacie kupienie dzisiaj opony było niemożliwe. Co zrobić powoli robi się późno, więc trzeba się rozbić.

Ciężkie ciemne chmury © sq3mka


Wybór pada na kawałek trawy między polem, a ścieżką rowerową.
Żeby było ciekawiej, kiedy mieliśmy rozbity namiot a sakwy leżały jeszcze na ścieżce, przejechał tamtędy samochód, chyba z właścicielami tych pól, gdyż przed wjazdem na ścieżkę rowerową była barierka na kłódkę. Całe szczęście popatrzyli tylko pobieżnie i tyle ich widzieliśmy. Czekaliśmy potem jeszcze z 30 min czy będą wracać ale tak się nie stało, więc położyliśmy się spać z nadzieję na jutrzejsze zażegnanie problemów z dętką oraz lepszą pogodę.

Nocleg przy ścieżce rowerowej © sq3mka




<= Dzień poprzedni
/ Dzień następny =>